Strona domowa użytkownika

Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
[awatar]
Magda
Najnowsze recenzje
1 2
  • [awatar]
    Magda
    "Filary ziemi" Folletta były i są jedną z moich ulubionych powieści historycznych. Byłam pod wielkim wrażeniem rozmachu powieści i jej niezwykłego uroku. Zapadła mi na długo w pamięć. Kiedy więc w moje ręce trafiła druga część, to nie mogłam sięjej oprzeć. • I pod wieloma względami się nie zawiodłam. Z drugiej strony, byłam niezwykle rozczarowana. • Język Folletta był porywający, a historia przedstawiona jasnym i porywającym językiem. Naprawdę trudno się jest oderwać od jej lektury. • Historia jest podobna jak w części pierwszej, tylko dzieje się 200 lat później. Miasto i opactwo wyrosły w potęgę, a handel wełną kwitnie. • Główni bohaterowie Merthin i Caris są młodymi ludźmi, którzy są w sobie zakochani. To oni są kręgosłupem powieści i wokół ich wątków jest prowadzona narracja. Poznajmy kolejne przeszkody i kłopoty miasta, klasztorów, opatów. Poznajemy drogę do władzy i nikczemność ludzi. • Oprócz głównych bohaterów poznajemy całą gamę innych pobocznych i główniejszych postaci. Follett jak zawsze nakreślił niezwykle wyraziste charaktery. Można odnieść wrażenie, że ma się do czynienia z żywymi ludźmi, a nie tylko bohaterami ze stron powieści. • Jednak to, że akcja jest wartka i dobrze się ja czyta, nie oznacza, że była idealna. "Filary ziemi" koncentrowały się na budowie katedry, rozwijającym się mieście i to w pewnym stopniu wysuwało się na plan pierwszy. Oczywiście prywatne rozterki bohaterów też były ważne i to jak dążyli, by zdobyć swoją pozycję. Za to w "Świecie bez końca" prywatne życie bohaterów wysunęło się na pierwszy plan. Zwroty w relacjach, zwłaszcza damsko męskich były bardzo wyraźne, a opis erotycznych kontaktów z czasem zaczął trochę denerwować. • Mimo tych lekko irytujących elementów, to książkę czyta się dobrze. Brakuje jej tylko pewnej głębi, którą miała pierwsza część.
  • [awatar]
    Magda
    Bastion Kinga jest chyba jego najdłuższą powieścią i uznaną za najlepszą. Z tym pierwszym na pewno się zgodzę, natomiast jeżeli chodzi o drugą kwestię, to nie byłabym taka pewna. Ci co Kinga znają, to wiedzą o czym będę pisać, Ci co jeszcze go nie poznali, to przekonają się, że tak to bywa w jego powieściach, że pierwsze 100-400 stron bywa po prostu nudne (w zależności od tego jak długa jest sama powieść). W przypadku Bastionu było podobnie. Pierwsza część książki była dla mnie naprawdę trudna do przebrnięcia, jednak podejrzewałam, iż warto, bowiem część druga powieści będzie o wiele lepsza i przyznam, że się nie pomyliłam. • Kiedy przeczyta się już kilka książek tego autora, to można się przekonać, że stosuje on pewien schemat w konstrukcji powieści, którego można doszukać się i tutaj. • Powieść zaczyna się od ucieczki pewnego żołnierza wraz z rodziną z bazy. Nieistotny żołnierzyk stał się początkiem końca w momencie, kiedy zetknął się z ludźmi. W ten sposób po świecie rozniosła się zaraza, która wybiła prawie całą ludzkość. Pierwsza część książki koncentruje się na tym, jak stary świat próbuje walczyć z zarazą, a rząd amerykański próbuje załagodzić kryzys. I na tle walącej się potęgi poznajemy kilka osób, które potem będą osnową całości. • Po pierwsze spotykamy Stu, który zetknął się z żołnierzem jako jeden z pierwszych, przez co został umiejscowiony w ośrodku do zwalczania chorób, gdzie próbowano się dowiedzieć dlaczego jest zdrowy. Potem poznajemy Larry'ego, piosenkarza, który stworzył coś na wzór hitu muzycznego. Jednak wszystkiego swoje tantiemy wydał na imprezę i został zmuszony do ucieczki do Nowego Jorku. Fran w momencie wybuchnięcia zarazy dowiedziała się, że zaszła w ciążę ze swoim chłopakiem, z którym wcale nie zamierzała spędzić całego życia. • Ludzie, którzy przeżyli zarazę zaczynają śnić. Mają albo dobre sny, albo koszmary, które są ze sobą dokładnie związane. Z jednej strony mamy Matkę Abigail, która przedstawia się jako ostoja pokoju i dobra, oraz Mrocznego Mężczyznę, który jest symbolem zła. • I zapewne w tym miejscu większość z nas pomyśli, że dalsza część książki powinna być właśnie o tym. O walce dobra ze złem w nowym świecie. Jednak nie! Tu się pomylimy. King bowiem nie koncentruje się na tej konfrontacji, tylko na grupowaniu sił, przygotowaniu do nowego życia, a gdzieś tam w tle cały czas jest cień nadchodzącego spotkania dwóch stron, dobrej i złej. • Która strona jest zła, a która dobra? Odpowiedź, która pozornie powinna być prosta, wcale taka prosta nie jest, o czym każdy może się przekonać w ostatnich rozdziałach. Kiedy jednak bohaterowie w końcu się spotykają akcja zaczyna nabierać tempa. • I tu muszę przyznać, że z jednej strony się rozczarowałam, bowiem nie tego się spodziewałam po zakończeniu. Nie dostajemy tu bowiem walki ze złem, walki Boga z Szatanem, tylko mamy dobro i zło, które się kształtuje i ludzie, którzy stają przed wyborem. • Co nam pokazuje King? Przede wszystkim to, że po końcu świata nastąpi nowy, który będziemy budować i który tak naprawdę będzie zmierzał dokładnie do tego samego. Poprzez próbę odbudowy świata tworzy się kolejne społeczeństwo, które prawdopodobnie z czasem będzie zmierzać do kolejnej zagłady. Tak naprawdę, kiedy przyszło co do czego, to strona dobra wcale nie musiała walczyć ze złem. Bowiem nie o walkę tu chodziło. • Bastion pokazuje nam zagładę świata, a także jego odrodzenie, powolną drogę ludzi, którzy próbują się odnaleźć w zupełnie nowej rzeczywistości, oderwaniu od starego życia, a także wybór tego, jak będzie dalej wyglądał świat. Czy będzie budowany na fundamentalnych zasadach moralności czy może będzie budowany na jednostkowej i dyktatorskiej władzy? Czy ludzkość ponownie będzie zmierzać w stronę tych samych błędów czy może jednak będzie starała się ich wyrzec? Na te pytania, przyznaję całkiem trafnie odpowiada King. • Opublikowana na moim blogu: [Link]
  • [awatar]
    Magda
    Idąc za radą mojej siostry sięgnęłam po kryminał norweskiego autora Jo Nesbo Człowiek nietoperz. Czego się spodziewałam? Sama nie wiem. Zawsze mi się wydawało, że skandynawscy autorzy są trochę nieobliczalni. Poza tym ich powieści zazwyczaj miały w sobie coś z tamtejszego klimatu. Były na swój sposób chłodne, ale otwarte na czytelnika. Zapewne dlatego tak bardzo za nimi przepadam. • Co zatem dostałam od tego autora? Na pewno nie chłodny i melancholijny klimat skandynawski, lecz gorący i nieprzewidywalny klimat australijski. Co było dla mnie na pewno zaskoczeniem. • Człowiek nietoperz bez wątpienia jest niezłym kryminałem. Nie napiszę, że dobrym, bowiem mnie aż tak nie porwał. Jednak warto go przeczytać. • Jego główną zaletą jest uczucie niepewności, które towarzyszy nam od pierwszych stron. Główny bohater Harry Hole jest norweskim policjantem wysłanym do Sydney, aby zbadać zabójstwo młodej Norweżki, która tam mieszkała. Już od samego początku bohater jest zagubiony. Szybko się okazuje, że nie tylko w obcej kulturze, ale w całym swoim życiu. Dowiadujemy się, że jest alkoholikiem, nad którym wisi widmo jego choroby. Przez całą opowieść dręczy go ten demon i do samego końca nie jesteśmy pewni czy zdoła go pokonać. Bardzo szybko też zostaje pozbawiony jakiejkolwiek tajemniczości. Jego historia zostaje nam opowiedziana bez większych komplikacji. • Odniosłam wrażenie, że autor pragnął przeciwstawić swojego bohatera postaciom, które zazwyczaj występują w tego typu powieściach. Tam często mamy do czynienia z błyskotliwym detektywem, który ma niezwykły dar obserwacji i rozwiązywania spraw. Często są oni owiani nutą tajemniczości, a czytelnik odkrywa jakąś jej część. Bywa też są doświadczeni przez życie, przez co zyskują na naszej sympatii. Tymczasem w tym wypadku wszystko jest na przekór. Harry nie tylko zostaje obdarty z całej tajemnicy, to na dodatek trudno jest mówić o jakichkolwiek przejściach, które doprowadziły go do takiego stanu. Żadnych powodów, przypuszczeń, po prostu w niego wpadł. Nie jest nawet błyskotliwym policjantem, tylko raczej ledwie przeciętnym. Na pewno nie jest bohaterem, który wzbudza sympatię. Za to jest bliski każdemu z nas, ze swoimi słabościami. Łatwo przyjdzie nam identyfikowanie się z nim, a także zaangażowanie się w jego problemy. Kibicujemy mu w jego walce z nałogiem. • Sama intryga w powieści też nie jest najbardziej wciągająca. O wiele ciekawsze jest to, jak poznajemy razem z Harrym kulturę Australii. Powoli odkrywamy jej kolejne elementy, które bywają zaskakujące. Tak naprawdę szybko zapominamy o zabitej dziewczynie, bowiem nasza uwaga zostaje skierowana na półświatek Sydney. Coraz mniej interesuje nas kto ją zabił. Postać Inger prawie w ogóle nie funkcjonuje w powieści i mało co o niej się dowiadujemy. • Za to poznajemy zawiłe historie drugoplanowych postaci, które pozornie mogą nie mieć znaczenia dla głównej intrygi. Autor wprowadza po kolei każdego bohatera i przedstawia nam jego historię. W pewnym momencie odniosłam wrażenie, że jest to bardziej książka o nich, a morderstwo było tylko pretekstem, aby wejść w ten świat. • Autor opisuje różne aspekty kultury australijskiej i to nie tylko w zderzeniu z kulturą norweską, ale także pokazuje, jak funkcjonuje tam kultura aborygenów oraz białych mieszkańców. I właśnie to stanowi główny atut tej powieści. Poprzez mity i legendy, które przedstawiają Harry'emu bohaterowie, powieść nabiera specyficznego smaku. Bardziej interesowały mnie właśnie te postacie, które były wprowadzane na łamy powieści, aniżeli rozwikłanie morderstwa. Tak naprawdę zakończenie do końca mnie nie interesowało. Po prostu je przyjęłam i zaakceptowałam. O wiele bardziej byłam ciekawa tego, jak zakończą się wątki naszych bohaterów, którzy o wiele bardziej zaskakiwali. • Warto jeszcze wspomnieć o wątku romansowym, który został wprowadzony do powieści. Mi się wydaje, że nie do końca był on potrzebny i trochę mnie drażnił. W pewnym momencie nawet trochę za bardzo dominował. Gdyby go nie było, to podejrzewam, że powieść wiele by nie straciła. • Reasumując, książkę polecam, aczkolwiek zaznaczam, aby nie spodziewać się po niej czegoś wielkiego. Jest to po prostu miła lektura dla rozluźnienia. • Opublikowane na moim blogu.
  • [awatar]
    Magda
    Autor powieści bardzo dobrze żongluje zarówno gatunkami literackimi, jak samym stylem wypowiedzi. Na całość książki składa się sześć pozornie niezależnych opowiadań, które są rozłożone symetrycznie i podzielone na mniej więcej połowę (oprócz ostatniego, środkowego). Każde z nich zostaje przerwane w bardzo dramatycznym momencie i dalej zaczynała się nowa opowieść, która nas jak najbardziej pochłaniała, ale także podważała wiarygodność opowieści wcześniejszej. Nie wiemy więc, co tak naprawdę jest światem przedstawionym powieści, a co fikcję w fikcji. I powiem szczerze, że nie odpowiem wam na to pytanie. Może każda z tych historii wydarzyła się naprawdę, a może żadna? Autor podważył każdą z nich na swój sposób. • Książka jest na pewno ciekawa, ze względu na swoją budowę i stylistykę. Jednak czegoś w niej zdecydowanie brakuje. Każda z opowiadanych historii jest ciekawa, ale ma też niewykorzystany potencjał. Człowiek czuje niedosyt po przeczytaniu każdej części, ale także całości. Zamyka się książkę i zastanawia się do czego to wszystko zmierzało? Tak naprawdę nic z tego wszystkiego nie wynikło. • Powieść jest więc ciekawa i na pewno warta uwagi, nie należy jednakże po niej zbyt wiele oczekiwać, bowiem to tylko opowiadania. A szkoda, bowiem miały duże możliwości.
  • [awatar]
    Magda
    Na pytanie dlaczego sięgnęłam po powieść Jaume Cabre "Wyznaję" odpowiedź jest bardzo prosta. Bowiem jest to pisarz kataloński, a ja bardzo sobie cenię literaturę z tamtego regionu. Ma ona w sobie coś specyficznego, co sprawia, że człowiek znajduje się nagle w zupełnie innym świecie. • Czy się na tej powieści zawiodłam? Z całą pewnością nie! Czy mogę powiedzieć, że jest wybitna? Prawie. • Opisy powieści mówiły o strukturze zła, o chęci przeniknięcia do jego istoty. Tymczasem powieść jest niczym innym jak dobrze i dość ciekawie skonstruowanym wyznaniem miłosnym. Niech was to jednak nie zraża! Coraz rzadziej po przeczytaniu książki zamykamy ją i... myślimy nad jej treścią. Dzisiejsza proza albo jest miła, prosta i przyjemna, albo ma tak trudną formę wyrazu, że trudno jest powiedzieć, o co w niej tak naprawdę chodzi. Brakuje powieści dobrych, które dają do myślenia, a równocześnie napisane są pięknym językiem. I te warunki właśnie spełnia ta książka. • Tak jak już wspominałam, ta powieść jest wyznaniem miłosnym, ale także i może nawet przede wszystkim wyznaniem win naszego bohatera. Adriana poznajemy jako dziecko i towarzyszymy mu do końca w jego historii. Możemy odnieść wrażenie, że jesteśmy nawet intruzami, którzy czytają coś, czego nie powinni i nawet możemy z tego powodu odczuwać wyrzuty. Jakbyśmy podglądali jakąś intymną sytuację pomiędzy kochankami. • Bohater tłumaczy się przed swoją ukochaną z całego swojego życia, a także z piętna, jakie mu pozostało. Autor przeplata narrację i w jednej chwili wczytujemy się w intymne wyznania Adriana, aby za chwilę czytać o historii skrzypiec, które niszczyły istnienia, także Adriana. Przedmiot pożądania i nienawiści, który niszczył kolejne istnienia. • Z czasem można zrozumieć, że ta historia nie jest pozbawiona sensu. Z czasem zaczynamy odnosić wrażenie, że ta powieść jest zapisem chaotycznych myśli Adriana, która płyną od tematu do tematu. W jednej chwili mówi o jednym, a by po chwili po prostu przenieść się w czasy inkwizycji czy drugiej wojny światowej. • Na początku wydaje nam się, że to jest chaos. Dopiero z czasem dostrzegamy w tym sens i wówczas lektura staje się znacznie prostsza i przyjemniejsza. • Czego mi zabrakło w tej powieści? Zła. Bohater się biczuje przez cały czas. Wyznaje winy mniej lub bardziej zasłużone. Wspomina się o Auschwitz i okrucieństwach drugiej wojny światowej, o okrutnych eksperymentach, jednak... Brakowało w tym samego zła. Autor nie dochodzi do żadnych wniosków. • Za to wrażenie robi smutek. Tak naprawdę główny bohater ma wszystko, czego normalny człowiek może zazdrościć. Dobrą pozycję, niezwykły talent i odnosi sukcesy. Jednak nie przywiązuje do tego wagi. To co jest dla niego najważniejsze to... bycie nieszczęśliwym i niekochanym. Nawet kiedy jest w końcu ze swoją ukochaną, to nadal nie odczuwa pełni szczęścia. Znajduje kolejne powody do smutku. • To właśnie on wszystkim bohaterom towarzyszy. Dlatego uważam, że powinno się mówić nie o zapisie zła, ale smutku. Nawet jeżeli pojawiają się chwile szczęścia, to wraz z nimi wprowadzony zostaje niepokój, że za chwilę mogą się one skończyć, co burzy samo szczęście, które nie może trwać zbyt długo. • Powieść mi się podobała. Jest napisana w pięknym, romantycznym stylu, czego mi dziś brakuje w literaturze. Jednak... czegoś w niej brakowało. Żałuję, ale jednak... po ukończeniu czytania, zastanawiam się nad tym co jest prawdą, a co nie, ale równocześnie sobie myślę, że autor sięgał wysoko, ale nie dosięgnął, tak gdzie tak naprawdę pragnął. Mimo to powieść jest warta polecenia i zachęcam do jej przeczytania.
W trakcie czytania
  • Wiosna
    Horwood, William
  • Amerykańscy bogowie
    Gaiman, Neil
Należy do grup

Camell
Karol

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego
Dotacje na innowacje - Inwestujemy w Waszą przyszłość
foo