Mroczna, duszna nastrojowość, wszędobylska sól, szum morza, który towarzyszy czytelnikowi podczas lektury, wreszcie wymowne gesty i spojrzenia - niektóre nieczytelne, inne - wieloznaczne - to dotkliwy sztafaż "Lata Polarnego". Czytelnik zostaje nagle wrzucony do jakieś surrealistycznej gry, gdzie sprawą życia i śmierci jest właściwe odczytanie spojrzenia, stosowna interpretacja gestu. To proza czuła i magnetyczna jak morze, które jest symbolem emocjonalnej osobowości głównej bohaterki Kaj, ale też metaforą zagrożenia, groźbą, która wisi nad tą rodziną. Taka jest miłość Kaj - zaborcza i piękna. Morze sprowadza niż na strony tej powieści: wilgoć i pleśń zalęgają się wszędzie. Życie i rozkład - obie te sfery przeplatają się na kartach "Polarnego lata". Wszystko tu ze sobą kontrastuje: spokojny, rozsądny Kris i nieobliczalna, zwierzęca, cielesna Kaj. Kaj jest znikąd, Kaj nie ma korzeni, Kaj to dziewczynka, którą podrzucono w formie tobołka i obwieszczono, że należy do rodziny. Wyrywanie piór bezbronnemu ptakowi, duszenie ropuchy w zamkniętym słoiku, kolekcjonowanie much - wszystkie te złowrogie, ponure zabawy Kaj są sublimacją jej poczucia zagrożenia i obcości w rodzinie, braku akceptacji i obawy przed odrzuceniem. Krzywda wyrządzona tym zwierzętom każe nam bać się o Kaj.