Na kartach "Szczurzycy" (wyd. niem. 1986) ożywają postacie z baśni Grimmów, gotyckie malowidła, legendy o szczurołapie i Winecie, mieście zatopionym gdzieś na dnie Bałtyku, pojawiają się bohaterowie "Blaszanego bębenka": Oskar Matzerath i babka Koljaiczkowa, a jednocześnie do głosu dochodzą pytania, lęki i rozterki trapiące ludzkość u schyłku dwudziestego wieku. Już piętnaście lat liczy sobie ukazana w powieści Güntera Grassa wizja świata po wielkim nuklearnym wybuchu. Giną ludzie, zwierzęta, rośliny, nietknięte pozostają tylko mury budowli starego Gdańska z kościołem Najświętszej Marii Panny, Długim Targiem i Wyspą Spichlerzy. Niespodziewanie z kataklizmu cało wychodzą szczury. Czy to one dadzą początek nowemu życiu i nowej, lepszej niż nasza cywilizacji? Może to tylko nawiedzający autora zły sen, a może realna bliskość, o którą ocieramy się coraz bardziej namacalnie. Grass z niepokojem myśli o nas, ludziach, i naszej teraźniejszości, o przekraczaniu nieprzekraczalnych, zdawałoby się, granic w zbrojeniach, technice, nauce, eksperymentach badawczych i zatruwaniu środowiska. Choć przez piętnaście lat układ sił na świecie znacznie się zmienił, nie ubyło zagrożeń - wokół nas i w nas samych. I autor "Szczurzycy" przejmująco ostrzega, napomina i bije na trwogę.