"Pierwszy ogrodnik" to powieść łącząca ciepło, optymizm i życiową mądrość z dotkliwą tragedią osobistą i powolnym podnoszeniem się z niej. Na pewno jest to bardzo wzruszająca historia rodzinna, od której trudno się oderwać. Dużym atutem jest nieprzewidywalność akcji, o co coraz trudniej we współczesnej prozie obyczajowej. Autorka przygotowała dla czytelników sporo fabularnych niespodzianek, a zakończenie jest tak zaskakujące, że trudno się po nim otrząsnąć. Życie amerykańskiego małżeństwa początkowo wydaje się sielanką. On lubiany i szanowany polityk, ona oddana matka i żona, działająca aktywnie w wielu organizacjach charytatywnych. Ich życie wydaje się bajką, chociaż nie jest pozbawione różnych problemów, związanych przede wszystkim z byciem gubernatorem i pierwszą damą stanu Tennessee. Ten idylliczny obraz uzupełniają przyjaźni współpracownicy i doświadczony przez życie, prosty, ale mądry ogrodnik dbający o zieleń przy rezydencji gubernatora. Jest jeszcze nieco postrzelona babcia, która ubarwia codzienność wraz ze swoimi równie zwariowanymi przyjaciółkami. Obrazek jest tak idealny, że czytelnik od początku podświadomie czeka, aż wydarzy się coś złego. Gdy do tego dochodzi, wali się świat bohaterów. Jakby tego było mało, wkrótce rodząca się pomału nadzieja, zostaje zduszona kolejnym dramatem. Jak można podźwignąć się z tragedii, jaką jest utrata dziecka? I czy w ogóle jest to możliwe? Zanim autorka pozwoli znaleźć odpowiedź na to pytanie, na czytelnika czeka wiele wydarzeń, które raz wzruszają, innym razem przerażają, a jeszcze innym bawią, chociaż nieraz jest to śmiech przez łzy. "Pierwszy ogrodnik" jest nie tylko historią ciężko doświadczanego małżeństwa. To również pełna niedopowiedzeń i tajemnic opowieść o Jeremiaszu, tytułowym bohaterze, którego największy sekret poznajemy dopiero na ostatnich stronach. Ta prawda zapiera dech w piersiach i każe odczytywać tytuł nie tylko w odniesieniu do starego Jeremiasza.