Wystarczyła jedna sekunda, by życie Rafała Waliszewskiego zmieniło się nie do poznania. Nadmierna prędkość, nieuwaga i – w konsekwencji – wypadek motocyklowy, którego nie dało się uniknąć. A później diagnoza, brzmiąca jak wyrok: porażenie czterokończynowe i wózek do końca życia. Oto, z czym przez ostatnie dwadzieścia dwa lata zmagać się musiał Rafał Waliszewski – dziś osoba aktywna, mimo niepełnosprawności zaangażowana w niesienie wsparcia osobom potrzebującym. Efektem tej wyczerpującej walki, w trakcie której autor popadł w depresję, jest książka napisana przez Rafała Waliszewskiego za pomocą patyka, którym autor naciskał klawisze komputera. To opowieść o sile człowieka, który odnalazł w sobie energię, by zacząć żyć i swoją wiarą w przyszłość dzielić się z innymi. Znowu zostaję sam. Nie wiem, ile to trwa, chyba całe wieki. Najpierw z pobliskiej wioski zbiega się tłum gapiów, jest wśród nich mój kuzyn Robert. Potem przyjeżdża policja; policjant pyta, co się stało. Mówię mu, że chyba podczas jazdy linka gazu się zacięła. Dopiero na końcu pojawia się karetka, ściągają mi plecak z truskawkami i kładą niezabezpieczonego szyjnym kołnierzem na nosze. Gdy mnie łapią za nogi i ręce, wydaje mi się, że to nie jest moje ciało; wcale nie mam czucia, gdy mnie przekładają, dotykają, chwytają rękami. Czuję tylko głowę i miejscami ramiona, które okropnie bolą. (…) Słońce już dziś zachodzi, świeci na czerwono i przez szybę do wnętrza sanitarki przebijają się promienie. Razi mnie w oczy, a ja nie mogę obrócić głowy na drugą stronę, bo okropnie boli mnie szyja. Nie potrafię też zakryć oczu własną dłonią, więc zamykam je, ale nie zasypiam, czuwam. Co dalej ze mną będzie? (…) Od chwili, kiedy uderzyłem motorem w drzewo, trzymałem się dzielnie, byłem twardy i nie płakałem, ale teraz, kiedy położyli mnie tutaj – na tej sali, w tym łóżku – i widzę, że już nic nie będą mi robić, bo nie chcą albo nie potrafią mi pomóc, rozpłakałem się jak dziecko; łzy płynęły mi strumieniem wprost na kołdrę.