Regionalizm i globalizacja są dwiema zasadniczymi cechami charakteryzujący- mi współczesną gospodarkę światową. Niekiedy te zjawiska są sobie przeciwstawne i prezentowany jest pogląd, że regionalizm oznacza dezintegrację gospodarki światowej – jej fragmentaryzację, skutkującą izolacją integrujących się grup krajów i pogłębieniem różnic między nimi ze szkodą dla globalnego rozwoju. Wydaje się jednak, że rację mają ci, którzy twierdzą, że pomiędzy regionalizmem a globalizacją istnieje pewne iunctim, a nawet że są to „dwie strony tego samego medalu”. Przeprowadzone badania dowodzą, że efekty kreacji handlu związane z utworzeniem regionalnych ugrupowań integracyjnych znacznie przeważają nad efektami odwrócenia handlu. Zatem regionalne ugrupowania integracyjne przyczyniają się do rozwoju handlu, a także inwestycji bezpośrednich również w krajach niebędących członkami, aczkolwiek wpływ poszczególnych z nich jest różny – w zależności od stopnia zaawansowania procesów integracyjnych. Wiele z nich, szczególnie w Afryce, pomimo że za cel stawiają sobie prawie zawsze powstanie wspólnego rynku i osiągnięcie poziomu integracji Unii Europejskiej, funkcjonuje głównie na papierze. Charakterystycznym zjawiskiem towarzyszącym niskiej skuteczności wielu ugrupowań integracyjnych jest tzw. integracyjna miska spaghetti (bowl of spaghetti), czyli przynależność poszczególnych krajów do kilku lub nawet kilkunastu z nich. Najwyżej rozwinięte ugrupowania integracyjne, w tym przede wszystkim Unia Europejska, ale także NAFTA, ASEAN, MERCOSUR, APEC i inne, mogą stanowić wzorce nie tylko regionalnej, ale i globalnej integracji. Mimo że zarówno jedna, jak i druga przeżywają obecnie kryzys związany z turbulencjami zachodzącymi na światowym i europejskim rynku finansowym, to wydaje się, że nie ma od nich odwrotu. Kryzys regionalizmu wydaje się jednak łatwiejszy do pokonania, tak jak łatwiejsza jest integracja mniejszej liczby krajów niż większości czy wszystkich na świecie, aniżeli kryzys multilateralizmu. Na ten ostatni wpływ wywierają nie tylko cyklicznie występujące załamania, ale także głębokie różnice pomiędzy bogatymi a biednymi krajami, o czym świadczy trwająca już od 2001 r. runda negocjacji zapoczątkowana pod egidą WTO w Doha, której pozytywnego zakończenia w najbliższej przyszłości nie można oczekiwać.