Najpiękniejsza cześć uroczystości bożonarodzeniowych "Kiedy jeszcze ciemność panuje nad przykrytymi śniegiem wioskami - około czwartej - drogami drzemiącej wsi przechodzi gromada starszych chłopców, którzy, stukając do drzwi i okien, wołają: >Wstawajcie! Wstawajcie!<. - - Dorosłych, śpiących w chatach na biednych posłaniach, budzą śpiew i krzyki, dzieci zrywają się na nogi. Wszyscy czekają na tę pobudkę, ponieważ Bożego Narodzenia, w czasie którego nie zostaną wyrwani ze snu, nie uważają za prawdziwe święta. - - Wiejskie uliczki ożywają. Starzy i młodzi, opatuleni, niemal równym krokiem śpieszą do szkoły, każdy z zapaloną świecą w ręku. W ciemności i pośród śniegu podążają więc ze wszystkich stron wstęgi migających świec. Izba szkolna wypełnia się, jedna po drugiej rozbrzmiewają kolędy. - - Dzieci przebrane są za anioły - - na surduty i kaftany ponakładały białe koszule; czerwona wstęga służy za pasek. Dziewczęta mają we włosach wianki z papierowych kwiatów lub złotego szychu. Niektórzy mają skrzydła z płótna, umocowane na drążkach i przyczepione do ramion. Każdy trzyma w ręku zapaloną świecę bądź małą przystrojoną świeczkami choinkę. - - Tam, gdzie uroczystość owa - - zawędrowała do szkoły, po śpiewie dzieci, nauczyciel czyta opowieść świąteczną i - zapewne z postylli - rozważania na Boże Narodzenie. Śpiew oraz modlitwa kończą tę uroczystość. Tymczasem zaczęło świtać. W sali szkolnej stoi rozświetlone drzewko bożonarodzeniowe i, wedle możliwości, dzieci otrzymują to, co przygotowano dla nich dzięki staraniom nauczyciela lub proboszcza. - - W niektórych miejscowościach ceremonia ta przybrała zbyt teatralną formę i dlatego z niej zrezygnowano, w innych - brakowało nauczycielowi umiejętności do wyćwiczenia śpiewu lub ochoty do podjęcia się trudu przygotowania. W jeszcze innych proboszcz nie interesował się nią i przekazywał - jeśli nie polecał jej w ogóle zlikwidować - w ręce nauczyciela. Wszędzie, podczas mojej podróży zachęcałem - - do przywrócenia owych uroczystości. - - Tam, gdzie wymaga tego sytuacja związana z nasilającym się zniemczeniem, należałoby ewentualnie zmienić antyfony polskie na niemieckie. Z zaniechaniem owego pięknego zwyczaju, odebrałoby się ludności mazurskiej coś więcej niż tylko ową ceremonię" - tak, podróżujący w 1865 roku po Mazurach, misjonarz Friedrich Salomo Oldenberg opisał zwyczaj jutrzni, nazywając go "najpiękniejszą częścią uroczystości bożonarodzeniowych". [ze wstępu]