Bruno Schulz opisał świat dla niego samego miniony, nieobecny i zamknięty. Także i dziś świat, w którym pisał, jest miniony, nieobecny i zamknięty. Czytając Schulza, wkraczamy więc w świat miniony, nieobecny i zamknięty w dwójnasób. Do regionów jego wielkiej herezji, w kresce i słowie, przekradać się więc trzeba sposobem, wypatrując, co przemawia z ich wnętrza. Co podszywa się pod styl epoki, mitologie popularne, poglądy ówczesnej nauki, koncepty filozoficzne. To, co u Schulza ukryte, zarazem maskuje się i odsłania. Jak dysymulacje chłopca, który opowiadając o ojcu, przeinacza go i ochrania. Ale tak, by nie do końca zamknąć czytelnikowi drogę. Właśnie dlatego świat Schulzowski żyje, zaludniony przez postacie dobijające się istnienia, pragnące się wypowiedzieć. Zawieszone pomiędzy lękiem, podziwem i winą, jakie żywi wobec nich narrator, między klechdą rodzinną i autocenzurą. Rzeczą dociekliwego czytelnika, jakim chciałby być autor tej książki, jest wytropić je w labiryncie tekstu i obrazu, pośród sprzeczności i szyfrów, by oddać im głos. Dowiadujemy się wreszcie, dlaczego Schulzowskim boginiom towarzyszą psy, czemu konsekwentnie przedstawia on tygrysy bądź półtygrysie chimery, jakie znaczenie kryją występujące na większości rysunków wieże kościołów lub szczyty kamienic, dlaczego łoża, na których spoczywają nagie kusicielki, mają rozfalowane brzegi. Gondowicz tworzy gęstą siatkę aluzji, nawiązań, zapożyczeń, pozwalającą zrozumieć, na czym polega Schulzowska mityzacja rzeczywistości i jego koncepcja twórczości jako `odpominania` czy reminiscencji. Rewelacyjnym odkryciem, któremu zresztą - jak przyznaje Autor; pomógł przypadek, było ujawnienie, że wiele rysunków zawiera `nadwyżkę sensu`, będąca rezultatem Schulzowskiej gry z iluzją. Wystarczy po prostu odwrócić rysunek, aby to, co przedstawia, zmieniło się całkowicie, niemal jak w Przemianie Kafki (twarz chasyda staje się wizerunkiem Mefistofelesa, zaś twarz starej kobiety przekształca się w oblicze nobliwego starca). Nikt przez kilkadziesiąt lat obcowania z twórczością graficzną Schulza nie dostrzegł tych jego sekretnych praktyk rysowniczych, które stanowiły swoistą grę z iluzją. Pozostanie zasługą Gondowicza odkrycie i dokładne wyjaśnienie zagadki Schulzowego iluzjonizmu, potwierdzającego, że światem jego wyobraźni rządzi kwestionowanie wszystkiego, co `sprawdzalne i trwale osadzone w bycie`. Janusz Degler