Trzecia powieść Guzowskiej z cynicznym naukowcem Mariem Yblem. Czytelnik, który spotyka się z nim pierwszy raz, będzie zaskoczony. To nie jest odważny, energiczny detektyw, tropiący każdy najmniejszy ślad zbrodni. To wygodnicki, arogancki profesor, który lubi, kiedy traktuje się go po królewsku.Słynny antropolog Mario Ybl udaje się na wyprawę archeologiczną do Grecji. Zamiast słonecznego pejzażu rodem z katalogu turystycznego zastaje szarość wiosennej Krety: mroczne ulice, przez które przemykają ubrane na czarno kobiety, niewielki wykop, po którym hula lodowaty wiatr, wilgotne, pachnące kurzem muzeum. W ruinach starożytnej świątyni znaleziono szkielet człowieka. Mario podejrzewa, że składano tam ofiary z ludzi. Szybko okazuje się jednak, że góry i wioski współczesnej Krety kryją więcej złowrogich tajemnic niż świat antyczny.Właściwie wszystko jest na opak: w Grecji jest zimno, a główny bohater, tropiciel zagadek, kaprysi jak dziecko i – co gorsza – boi się ciemności. W dodatku pierwszoosobowa narracja przedstawia raczej chłodne obserwacje; Mario Ybl jak kamera obejmuje obraz, potem – ewentualnie – robi zbliżenia. Bez zbędnych rozczuleń i sentymentów; pierwszorzędny behawiorysta. Mimo że bohater narrator nieustannie podkreśla dystans do opowiadanych wypadków, to jednak za maską ironizującego, wszystko wiedzącego profesora, któremu trzeba przypominać, dla kogo ma być miły, kryje się ktoś dużo bardziej wrażliwy i ciepły. Ybl narzeka wciąż na pracę, drwiąc ze wszystkich dookoła, nie tylko dlatego że szef nie zapewnia mu wygód. Powodem jest także dawne uczucie do Poli, zaangażowanej w wyprawę znawczyni kultury minojskiej.Uważny czytelnik dostrzeże precyzję anatomicznych szczegółów i kulturowych smaczków zawartych w powieści, które zdradzają zawód autorki. Guzowska jest ekspertem – doskonale zna świat, o którym pisze, a książka zyskuje przez to tak poszukiwaną we współczesnej literaturze autentyczność. Znajomość systemu kostnego człowieka staje się też bazą dowcipu profesora, który bezlitośnie wytyka potknięcia innych i nie dba, czy rzucane ot, tak łacińskie nazwy kości gnykowej czy żuchwy zostaną zrozumiane.