Jeśli literatura w czasach maili, smartfonów, światłowodów, ma jeszcze jakikolwiek sens, to właśnie taki, by wytrącać nas z błogostanu i spokoju, w jakim wygodnie się umościliśmy, pozwalając sobie na myślenie, że to świat zwariował, lecz my z tym nie mamy nic wspólnego. Proza Aleny Brava wytrąca nas z tego błogostanu i spokoju, długo nie dając o sobie zapomnieć. Bohaterowie Godziny policyjnej dla jaskółek - członkowie barwnej, białoruskiej diaspory mieszkającej na Kubie, szefowa powiatowego domu kultury, wychowywana przez despotyczną matkę, chora na raka staruszka, myśląca obsesyjnie tylko o tym, jak jej niezaradny życiowo, pięćdziesięcioletni "dzidziuś" sobie poradzi, gdy jej zabraknie - narysowani mocną, wyrazistą, kreską, to lustro, w którym możemy przejrzeć się my wszyscy. Świat bowiem nie toczy się "osobno", niezależnie od nas, lecz jest dokładnie taki, jacy my jesteśmy - zbudowany z naszych lęków, obsesji i fobii, jakie wynosimy z dzieciństwa i niesiemy ze sobą przez całe życie. Zasłaniając się tymi lękami i fobiami, "trudnym dzieciństwem", "trudną historią narodu", "niełatwym życiem", zwalniamy się z odpowiedzialności za to, by ten świat uczynić lepszym. Więc kto ma to zrobić jak nie ty? - zdaje się pytać Alena Brava. Godzina policyjna dla jaskółek, to uniwersalna przypowieść o "grzechu zaniechania" względem świata nas wszystkich i literatura najwyższej próby.