Znany w świecie historyk totalitaryzmów Jerzy W. Borejsza (rocznik 1935) jest dzisiaj ostatnim, który ocalał z dwóch rozgałęzionych niegdyś rodzin. Gdy jego najbliżsi ginęli jako Żydzi z rąk Niemców, był małym dzieckiem. Nie był jeszcze pełnoletni, kiedy umarł Stalin. Już jako zawodowy dziejopis potrafił odnaleźć niedostępne dokumenty i nałożyć je na strzępy pamięci dziecka, na własne archiwum prywatne.
Jest też ostatnim, który zdążył porozmawiać z ministrami Mussoliniego i ambasadorami Stalina w krajach faszystowskich. W swojej najnowszej książce opowiada między innymi o tym, jak ten sam Rosjanin stalinizował i destalinizował ZSRR, i o tym, jak latem 1939 roku niemiecki dyplomata ostrzegał amerykańskiego polityka przed paktem Stalina z Hitlerem. Opisuje wiele wybitnych postaci polityki i nauki, które spotkał na swojej drodze. Nie brakowało historycznych postaci i wśród jego bliskich. Dzieje tej rodziny stanowią ważne fragmenty historii polskiej, żydowskiej i europejskiej.
Borejsza jest świadkiem wyjątkowym. Ostańcem.
W roku 2018 rozpocząłem osiemdziesiąty czwarty
rok życia. I widzę, jak przez Polskę i Europę
przetacza się nawrotna fala ruchów bądź reżimów
autorytarnych. Jednym z filarów propagandy,
na których się wspierają, jest fałszowanie historii.
Prawda historyczna często przestaje w takich
warunkach istnieć.
W czasie, kiedy w Polsce i w krajach naszego
regionu tworzy się orwellowskie „ministerstwa
prawdy”, kiedy fałszowanie przeszłości,
czyli kłamstwo historyczne, przykrywa się
dwoma połączonymi a nieprzystającymi do
siebie słowami „polityka historyczna”, tym
bardziej poczuwam się do dania świadectwa,
często ostatniego, ludziom, których znałem,
i wydarzeniom, które obserwowałem