Spośród bohaterów powstania styczniowego najmocniej utkwiła w pamięci narodu postać dyktatora powstania, Romualda Traugutta. Dawny oficer rosyjski, bohater wojny krymskiej, nie walczy z Rosją - ale z caratem; wysłannik rządu do Paryża nie zostaje wielbicielem Napoleona III, ale zachowuje krytycyzm wobec obietnic bez pokrycia cesarza Francji. Wróciwszy bierze w ręce upuszczoną w błoto władzę. Staje na czele rządu powstańczego. Jest sam. Najlepsi zginęli - inni odeszli lub uciekli. Przede wszystkim tę bolesną samotność Traugutta pokazał Dobraczyński w swojej powieści. Ale dotarł również do źródła sił, które pozwoliły wytrwać dyktatorowi. Dobraczyński jak zawsze godzi prawdę historyczną z prawdą o człowieku. Jego Traugutt zbudowany z materiału autentycznego nie jest postacią prostą, ma bogate życie wewnętrzne, a jego katolicyzm odbija od sentymentalnej religijności ludzi XIX w. "Ludzie wierzący powiedzą, że silny ten charakter ukształtowała pobożność. Ludzie religijnie obojętni mogą zakwestionować ten związek, wskazując na tylu pobożnych obywateli, którzy w r. 63 nie okazali siły charakteru. Ale i niewierzących pobożność Traugutta nie zdaje się odstręczać. Nie miała ona nic agresywnego, stanowiła po prostu jakiś sposób bycia czy też patrzenia na świat i rozstrzygania obowiązków chwili" (Stefan Kieniewicz, "Tygodnik Powszechny" nr 3/1408/, 18 I 1976). O powstaniu styczniowym zwykliśmy myśleć poprzez obrazy Grottgera, przedstawiające walkę leśną zziębniętych, źle uzbrojonych powstańców. Ale była to także walka w mieście: konspiracyjne zebrania, tajna prasa, nieustraszone łączniczki. Niestety - także spory między grupami, tajne wyroki. To, co charakteryzowało okupację lat 1939-44, działo się także w latach 1862-1864, i niewątpliwie Dobraczyński, stwarzając obraz konspiracji w czasie powstania styczniowego w Warszawie czerpał nie tylko z materiałów historycznych, ale i własnych okupacyjnych przeżyć.