W 1946 roku w Krakowie ukazała się książka o znamiennym tytule Najpiękniejsza ze wszystkich jest muzyka polska. Jej autorem był zasłużony pedagog i muzykolog Józef Reiss (1879-1956), pochodzący podobnie jak Krzysztof Penderecki z Dębicy. Książka ta - jak i inne teksty Reissa: podręczniki czy leksykony (zwłaszcza Mała historia muzyki) - przez lata śniła się uczniom szkół muzycznych. Każdy naród przywiązany jest do własnej tradycji i świadomie, czy też nie, tę tradycję gloryfikuje. My Polacy, wiadomo, Chopinem z nikim dzielić się nie chcemy. Jest nasz: najlepszy, największy, stał się nawet najbardziej rozpoznawalnym symbolem Polski za granicą. Promować jego muzyki nie trzeba - to raczej inni w blasku sławy rodaka z Żelazowej Woli próbują się ogrzać. Potem jednak zaczyna się kłopot. Bo kto jest tym pierwszym po Chopinie? Stanisław Moniuszko? Bardzo byśmy chcieli, ale poza operami (Halką i Starszym dworem), pieśnią Prząśniczka jego twórczości praktycznie nie znamy, nie wspominając o słuchaczach z zagranicy. Henryk Wieniawski, Mieczysław Karłowicz, Ignacy Jan Paderewski - wielkie postacie, ale daleko im do geniuszu Chopina. Karol Szymanowski? Już lepiej. Ostatnie sukcesy i dowartościowanie jego muzyki na świecie dają nadzieję. Szymanowski był wielkim kompozytorem, ale to my do jego muzyki musieliśmy dojrzeć. Druga połowa XX wieku wygląda już znacznie lepiej. Witold Lutosławski, Krzysztof Penderecki, Henryk Mikołaj Górecki, Wojciech Kilar - te nazwiska wymieniamy jednym tchem. Pytanie tylko: czy naprawdę ich słuchamy? Lutosławski był wielkim dżentelmenem muzyki, Penderecki pozostaje najbardziej rozpoznawanym współczesnym polskim kompozytorem, Góreckiego już na zawsze zwiążemy z III Symfonią (która zawojowała popowe listy przebojów), Kilar zaś swą Orawą i swoistą góralszczyzną przewrotnie nawiązał do XIX-wiecznych fascynacji folklorem. „Muzyka nie musi dopiero schodzić do ludu, gdyż ona tam żyje od prawieków i swoją żywotną siłą twórczą zasila stale muzykę artystyczną. Ilekroć zaś muzyka zejdzie z tej naturalnej drogi i nie czerpie ze źródeł muzyki ludowej, wówczas zatraca swe cechy narodowe i swą odrębność stylu” - tłumaczył wspominany już Reiss. W XXI wieku słowa te brzmią archaicznie, bo przecież każdy pisze po swojemu, nie oglądając się na tradycję. Każdy ma swój styl. Każdy chce być sobą. Ale pomarzyć zawsze można, bo przecież… „polska muzyka najlepsza jest!”. I basta. Jacek Hawryluk, Polskie Radio [empik.com]