W Wiśniowej i na jej granicach dawniej i dziś

Autor:
Stanisław Piechowicz
Instytucje sprawcze:
COLONEL
Nakładem Urzędu Gminy w Wiśniowej
Wydawca:
Nakładem Urzędu Gminy w Wiśniowej (1998)
ISBN:
978-83-909957-0-0
Autotagi:
druk
książki

[...] Wspomina świadek pacyfikacji StanisŁaw Piechowicz 12 i 18 września - dwie daty, dwie klamry: od euforii po rozbiciu przez partyzantów ze zgrupowania "Łysina" oddziałów niemieckiej żandarmerii na moście glichowskim do bestialskiej masakry ludności cywilnej w Lipniku i Wiśniowej. Zginęli wówczas mieszkańcy Wiśniowej, Lipnika, Czasławia, Węglówki i Smykania - 95 osób, w tym Bogu ducha winne dzieci (żeby wspomnieć półrocznego Jasia Warmuza z Wiśniowej, zabitego przez pijanych hitlerowców). Było 37 ofiar ze Smykania i Pogorzan. Od tamtych dni minęło 58 lat, ale apel poległych wciąż trwa. Żyją rodziny ofiar, których rany są nie do zagojenia. Żyją również cudem ocaleni świadkowie tragedii, a wśród nich człowiek, który ma obrazy tamtych dni pod powiekami. Niczym - jak pisał Krzysztof Kamil Baczyński - (...) szkło bolesne, obraz dni, które czaszki białe toczy przez płonącyce łąki krwi (...), _śni on na jawie tamte straszne obrazy. Siedzimy w domu wieloletniego dyrektora Szkoły Podstawowej w Wiśniowej Stanisława Piechowicza. Trudno uwierzyć, iż człowiek może aż tak dokładnie pamiętać to, co działo się przed ponad półwieczem... - A jednak - mówi z przekonaniem Piechowicz - te wydarzenia pozostały we mnie. Mówiąc inaczej, one rosły wraz ze mną - we wrześniu 1944 r. miałem 10 lat. Proszę mi wierzyć, mniej pamiętam ostatnie lata niż te wojenne. To zostało niesamowicie skondensowane, a ponadto ja sam nie chciałem się tych obrazów pozbyć. Mimo okrucieństwa, mimo tragizmu. Słuchając wspomnień 68-letniego dzisiaj Stanisława Piechowicza miałem wrażenie, jakbym zasiadł w kinie i kadr po kadrze oglądał obraz tragedii. Z długiej "projekcji" wybrałem dwie sekwencje. - W czasie II wojny światowej wraz z rodzicami_mieszkałem w Komornikach, na skraju wsi, blisko Raciechowic - wspomina Piechowicz. - Mama Maria wywodziła się z Lipnika, tata Ignacy - z Raciechowic. 12 września, kiedy rozgorzała bitwa na glichowskim moście, spotkałem po południu, ale w trakcie bitwy, partyzanta pytającego o Niemców. Tym człowiekiem był "Żółw", czyli - jak się potem dowiedziałem - Franciszek Mróz ze Skrzynki, który w 1950 r. został skazany na karę śmierci za współpracę z Leszkiem Miką z Gruszowa, pseudonim "Wrzos", i wyrok ten wykonano. Wówczas takie były dni, że na warkot niemieckiego samochodu uciekali nie tylko ludzie, ale i ptaki nawet. - Rankiem 12 września - kontynuuje Piechowicz - jeszcze przed bitwą widziałem w Raciechowicach - bo tam, w dworze u Rouppertów, pracował mój tata - Edwarda Kiełbusa, pseudonim "Grot". Pamiętam dobrze, że wypadł mu wówczas z kieszeni pistolet, a on się speszył widząc, że kilkoro małych dzieciaków zobaczyło broń. Zginął on kilka godzin później w czasie bitwy, której odgłosy docierały do Raciechowic. Słychać było strzały, uciekliśmy więc z mamą spod dębiny. Kiełbus dostał 7 kul w nogę, zginął nieco z boku mostu w Glichowie, pod gruszą rosnącą do dzisiaj. - Między 12 a 18 września trwała pacyfikacja Wiśniowej i okolic, działy się wówczas rzeczy przerażające, strach był dojmujący. Kilka tysięcy rozbestwionych Niemców, poirytowanych istnieniem Rzeczpospolitej Raciechowickiej, wszystkich i wszystko naokoło niszczyło. Sześć dni po masakrze, dokonanej 18 września, rodzice postanowili pójść do Lipnika, do krewnych mamy. Z Raciechowic do Lipnika ścieżkami jest jakieś 6-7 km. Mijając most w Glichowie - była wówczas słoneczna pogoda - widziałem brzegi rzeki zryte pociskami: wyglądały, jakby przed chwilą przeszło stado bydła. W potoku płynęła woda z krwią, kałuże krwi były jeszcze na kamieniach, natomiast poręcze mostu - strzaskane przez pociski; podobnie jak porastająca brzegi olszyna. Z rodzicami doszliśmy do Lipnika, z którego zostały jedynie dymiące ruiny. Mama miała tam rodzinę, ciotka i wujek jakimś cudem przeżyli ten pogrom. Pamiętam to doskonale - mieszkali w piwnicy wykopanej w ziemi, obok postawili szałas, bydło pasło się pod drzewami. W tych szałasach, stawianych w pośpiechu z ocalałych kawałków drewna, kamieni i gałęzi, ludzie mieszkali razem z ocalałymi krowami, które żywiły i dawały ludziom ciepło. Pamiętam dopalające się zgliszcza, czuję ten swąd. Ja w tym zdemolowanym Lipniku znalazłem w zgliszczach - jak mi się zdawało - wieczne pióro. Schowałem je do kieszeni, ucieszony, ale zobaczył to "pióro" starszy ode mnie kuzyn i wyjaśnił mi, że to niemiecki zapalnik od granatu... - Niemcy w tamtych dniach zgotowali na tym terenie piekło - konkluduje Stanisław Piechowicz. - Przez całe moje późniejsze życie - a 44 lata przepracowałem jako nauczyciel historii - ta pacyfikacja rosła ze mną. W żaden sposób nie mogłem się pozbyć wspomnień. Stanisław Piechowicz, zaspokajając nie tylko swoją historyczną pasję, przed czterema laty wydał książkę "W Wiśniowej i na jej granicach dawniej i dziś". ANDRZEJ DOMAGALSKI. [https://dziennikpolski24.pl/ptaki-uciekaly-ze-strachu/ar/2340554]
Więcej...
Wypożycz w bibliotece
Dostęp online
Brak zasobów elektronicznych
dla wybranego dzieła.
Dodaj link
Kup
Brak ofert.
Recenzje

Brak recenzji - napisz pierwszą.

Dyskusje

Brak wątków

Przejdź do forum
Nikt jeszcze nie obserwuje nowych recenzji tego dzieła.
Okładki
Kliknij na okładkę żeby zobaczyć powiększenie lub dodać ją na regał.

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego
Dotacje na innowacje - Inwestujemy w Waszą przyszłość
foo