Jego kruczoczarne włosy, jedwabiście miękkie i nieco zbyt długie jak na wymogi ostatniej mody, sięgały kołnierza koszuli. Miał gęste, gniewnie zarysowane łuki brwi, oczy barwy czekolady, wydatne kości policzkowe i stanowczy podbródek. Mała bródka, starannie przystrzyżona, wydawała się naturalną ozdobą twarzy, w której więcej było z pirata niż salonowca. Czuła, że jest groźny – o tak. A nawet dziki. I wtedy się uśmiechnął, a jej aż zaparło dech. Ten uśmiech zdolny był roztopić lód. – Muszę wyznać, panno Wickes, że zupełnie odbiega pani wyglądem od moich wyobrażeń. - Mówił po angielsku z lekkim włoskim akcentem. Jego bladoróżowe usta miały niemal kobiecą zmysłowość, lecz w nim samym nie było nic kobiecego. Wprost przeciwnie. Patrząc na sprężystość jego smukłego ciała, gdy z kocim wdziękiem osuwał się na krzesło, wyobraziła sobie, jak z gracją drapieżnika przechadza się po pokładzie swej fregaty. Przekonana, że doświadczenia ostatecznie znieczuliły ją na męskie wdzięki, z przerażeniem odkryła, że była w błędzie. – Książę, jak pan się miewa? – powiedziała, czując z ulgą, że jej głos odzyskał obojętne brzmienie. – Teraz, gdy pani tu przybyła, panno Wickes, znakomicie. Czy nie chciałaby się pani posilić? Mamy wiele do omówienia, ale zapewne jest pani zmęczona podróżą i wolałaby najpierw zobaczyć swój pokój? Becky zdecydowanie pokręciła głową. Zdołała odzyskać równowagę przynajmniej na tyle, by zachowywać pozory. Pierwsze wrażenia są zawsze najważniejsze. Nie czas na grymasy. Scena była gotowa, a ona miała odegrać na niej rolę. Uśmiechnęła się uprzejmie. – Nie jestem ani trochę zmęczona. Pragnę natomiast jak najszybciej się dowiedzieć, czego pan ode mnie oczekuje. A zatem, jeśli to możliwe, przejdźmy do sprawy. (Fragment).