Wtedy, sześć lat temu, nie kochał jej tak naprawdę. Posądzanie go o to, że chodziło mu jedynie o jej posag, było niedorzeczne. Jednak teraz Klara była naprawdę bogatą kobietą. Hugh, prawdopodobnie znudzony londyńskimi aktoreczkami, przyjechał tutaj w poszukiwaniu ciekawszych rozrywek, a może też majętnej żony. Gniew, przygaszony chwilowo przez malujący się na jego twarzy ból, wybuchł z nową siłą. – Poszukujesz pewnie nowego posagu, który by podreperował opustoszałą kasę – powiedziała, mrużąc oczy. – A może uznałeś, że wdowa lepiej się nada do twoich celów, co? Cała czułość znikła z jego twarzy. Obraziła go, i bardzo dobrze, bo błędy, popełnione sześć lat temu, a także złośliwości lorda Westbooka i lady Fulton były doświadczeniami, których wolałaby nie powtarzać. – Powody, dla których się tu znalazłem, nie są tak niskie, jak sądzisz. – Ale z pewnością i nie tak szlachetne, jak chcesz wmówić innym. Podeszła do niego, zaciskając pięści. Wtedy w tym samym miejscu, zamiast poprosić ją o rękę, upokorzył ją, oznajmiając, że zamierza poślubić inną kobietę. Kiedy tak stał, poczuła od niego silny pomarańczowy zapach mydła do golenia. Teraz też nie cofnął się ani o krok, nawet się nie skrzywił. Z irytująco stoickim spokojem zniósł jej pogardliwe słowa. Nie oczekiwała, że nagle spłonie ze wstydu, ale przynajmniej mógłby mieć tyle przyzwoitości, żeby się w poczuciu winy zarumienić czy chociaż odwrócić wzrok. – Jakiekolwiek są prawdziwe motywy twojego pojawienia się w Stonedown, wiedz, proszę, że nie mogą mieć nic wspólnego ze mną. Żegnam, lordzie Delamare. Wyminęła go i wyszła. W korytarzu zatrzymała się na chwilę, żeby zaczerpnąć tchu. Obrażanie ludzi nie było w jej stylu, ale tym razem nie mogła się powstrzymać. (Fragment).