Nie ma chyba na świecie nikogo, kto nie miałby swojego ulubionego autora. Jak wygląda jego dom, biurko przy którym pisał, widok z okna, otoczenie? Czy można tam znaleźć ślady bohaterów literackich? Jaki był widok z okna domu, w którym urodził się Miłosz? Jak wysoka była stodoła, w której Faulkner z butelką bourbona pisał powieści? W jaki sposób układają się po południu promienie słońca w mieszkaniu Kawafisa w Aleksandrii? Marzena Mróz pojechała też do hanzeatyckiej Lubecki, po której wąskich uliczkach biegał mały Mann. Do Rouen, gdzie wciąż stoi dom Flauberta, a pagórki, po których jechała jaskółką madame Bovary, mają ten sam fioletowoszary odcień. Wdarła się podstępem do mieszkania Gombrowicza w Buenos Aires i – całkiem legalnie – do domu Vargasa Llosy w Limie. Spędziła noc w łóżku, w którym umarł Wilde. Aż w końcu dotarła do Macondo – wypranego z barw, ale pełnego motyli miasteczka Aracataca w Kolumbii, w którym Marquez stworzył od nowa świat. Autorka odwiedza domy pisarzy, przegląda książki w ich bibliotekach, zagląda do biurek i szaf, najchętniej ugotowałaby jakieś skomplikowane dania w ich kuchniach, gdyby tylko potrafiła gotować. Wszystkim, którzy pytają, dlaczego porzuciła domowy porządek, odpowiada za Marquezem: „Wszystko, czym jestem, wzięło się z tamtej podróży”. [nota wydawcy]