Obóz przejściowy Berlin-Marienfelde, koniec lat siedemdziesiątych: na ziemi niczyjej pomiędzy Wschodem i Zachodem, w przymusowym kolektywie, u progu nowego świata, który (na razie jeszcze) zamyka przed nimi drzwi, żyją uciekinierzy z NRD. W powieści Berlin-Marienfelde krzyżują się drogi życiowe czworga ludzi. Nelly Senff otrzymała pozwolenie na wyjazd z NRD z dwojgiem dzieci po zagadkowym samobójstwie męża. Ucieka przed wspomnieniami, które mogłyby ją żywcem pogrzebać. Szuka dla siebie miejsca w innym kraju z tym samym językiem. Polka, Krystyna, szuka na Zachodzie pomocy dla ciężko chorego brata. Ale dla jej brata nie ma już ratunku i Krystyna zostaje w obozie sama ze starym ojcem. Jest tu też Hans Pischke, niegdyś aktor, który w NRD siedział w więzieniu, bo oblał posąg Lenina czerwoną farbą, a teraz boi się wychodzić z obozu ze strachu przed szpiclami Stasi. Pischke utracił już wszelką nadzieję. Tych troje mieszkańców obozu, o tak różnych życiorysach, przesłuchuje John Bird, który pracuje dla CIA. Jego zadaniem jest zweryfikować drogą indywidualnych przesłuchań ich status jako uchodźców i wykryć przypuszczalnych szpicli NRD. Ale także Bird jest typem nieszczęśnika. Borykając się z problemami małżeńskimi, nie może wejść w żadne autentyczne międzyludzkie relacje. Nelly jako jedyna rozszyfrowuje jego grę. Powieść nie ma zakończenia. Świąteczna choinka, przy której zbierają się mieszkańcy obozu, pada pastwą płomieni, tak jak ulotniły się już wcześniej nadzieje zebranych wokół niej. Przyszłość jest jedną wielka niewiadomą. Berlin - Marienfelde przypomina, jak pisze jeden z krytyków, wczesne powieści Heinricha Bölla, Wolfganga Koeppena, Alfreda Anderscha czy Martina Walsera i "trzyma w napięciu niczym thriller, ale jest przede wszystkim popisem wirtuozerii językowej".