Stach Szabłowski, kurator wystawy: „Mentalne Pearl Harbour” wydarza się w naszym kraju. Jesteśmy w Polsce. Jesteśmy szybcy i wściekli – bo chcielibyśmy być jeszcze szybsi. Jesteśmy zmotoryzowani. W amerykańskim śnie samochód był symbolem wolności. W Polsce wolimy jednak samochody niemieckiej produkcji – i nie śpimy. Kto ma samochód, ten może udać się dokąd zapragnie, tyle że nigdzie się nie wybieramy. Nasz sen się spełnił i nie ma właściwie dokąd jechać; wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Wystawa Sebastiana Kroka jest jak polski pejzaż widziany z okna samochodu, a mówiąc dokładniej, odbity w błyszczącej karoserii. Zamiast podobrazi artysta używa samochodowych masek. Nie szkodzi, że niektóre są powypadkowe, a do innych dobiera się rdza. Blacharkę można przecież wyklepać, ubytki wypełnić szpachlą i położyć nowy lakier. W jego lśniącej powierzchni odbijają się podmiejskie centra handlowe, „Alkohole” czynne 24 godziny na dobę i ledowe neony wołające ze wszystkich stron „open”! To krajobraz pełen ludzi a także zwierząt, zwłaszcza biedronek i żabek; w tej krainie pięści są zaciśnięte, piwo ma smak królewski, radiowozy podróżują na lawetach, smoki są nadmuchiwane, samuraje wyklęci, psy obronne, a Jezus – najwyższy na świecie. W pejzażu namalowanym na samochodowych maskach, które niczym stalowe tarcze herbowe wiszą na ścianach galerii, artysta stawia auto. Jego marka jest bawarska, rejestracja polska, wskrzeszenie pojazdu z martwych nastąpiło w warsztacie położonym w sercu kraju, na południowym Mazowszu. W obraz zmienił auto Sebastian Krok, osiągając sto procent realizmu w przedstawianiu krajobrazu, który jest tak prawdziwy, że aż nierealny. W „Mentalnym Pearl Harbour” Sebastian Krok zderza plakatowy, zaprzęgnięty w dosadne komentowanie rzeczywistości, sposób obrazowania z psychodelią i abstrakcją. Motoryzacja staje się wehikułem podróży w rejony, w których granica między krytycznym realizmem i czystym malarstwem zaczyna się rozmywać. Karoserie aut artysta wykorzystuje jako powierzchnię niespodziewanych spotkań. Tradycje malarstwa abstrakcyjnego przenikają się z estetyką zakładów lakierniczych, w których rasuje się auta na nielegalne wyścigi. Postaci zaczerpnięte ze stokowych i archiwalnych fotografii zderzają się z bohaterami logotypów znanych sieci handlowych. Przemoc sąsiaduje z emblematami dziecięcej wyobraźni. Artysta opowiada o świecie, w którym modernistyczna zasada „mniej znaczy więcej” przestała obowiązywać. Więcej znaczy po prostu więcej. W tym uniwersum nad sylwetkami wyklętych żołnierzy kołuje statek kosmiczny ze Star Treka, husarz zmienia się w samuraja, a kurier Uber Eats pędzi na rowerze prosto w paszczę smoka z bajki. Gamy kolorów wyglądają, jakby organizowała je logika środków psychoaktywnych, ale Sebastian Krok sugeruje, że przedstawiony na wystawie odmienny stan świadomości nie przejdzie nam, kiedy obudzimy się następnego dnia rano – w Polsce mamy go już na stałe.