Atak lodowatej paniki był tak silny, że Alex zdusiła krzyk. Przekrzywiony kapelusz zsuwał się z głowy. Przytrzymała go i w tym momencie ktoś wpadł na nią z tyłu, aż się potknęła i poleciała na ludzi stojących przed nią. Ci się odsunęli się i nagle przed Alex otworzyła się wolna przestrzeń. Nic nie chroniło jej przed upadkiem. Miała wrażenie, jakby czas nagle spowolnił. W zwolnionym tempie wysunęła przed siebie ręce, gotowa na zderzenie z ostrym żwirem parkowej alei. Wtem ktoś chwycił ją w pasie i poderwał w górę, aż stopy oderwały się od ziemi. Świat zawirował Alex w głowie kolorowym zamętem zielonych drzew, żółtych kwiatów, czerwonych, niebieskich i brązowych kapeluszy kobiet. Kiedy znów stanęła na nogach, zobaczyła, że stoi przed nią najbardziej niezwykły mężczyzna, jakiego widziała. Przeleciała jej przez głowę szalona myśl, że upadła, tracąc przytomność i ocknęła się w świecie nordyckich sag. Był bardzo wysoki – tak wysoki, że zasłaniał jej słońce, które obramowało jego postać złocistą aureolą. Idealnie skrojony surdut w kolorze myśliwskiej zieleni uwydatniał potężne bary. Włosy, dłuższe niż nakazywała moda, wymykające się spod kapelusza obszytego jedwabiem, miały piękny kolor czerwonego złota. Nos mężczyzny był lekko skrzywiony, jakby został kiedyś złamany i źle się zrósł, mimo to nie szpecił wyrazistych rysów i mocnej szczęki. Nieznajomy wpatrywał się w nią spojrzeniem bladoniebieskich oczu, które wyglądały jak jarzący się lód. Alex wciąż niepewnie stała na nogach, podtrzymywana w pasie przez mężczyznę. Było to tyleż niestosowne, co intrygujące. Nie odrywając od niej wzroku, zmarszczył brwi. Nie wiadomo, czy w namyśle, czy z irytacji? (Fragment).