Odkąd sięgam pamięcią, piszę. Zaczęło się w szkole podstawowej. Pisałem wtedy w zeszycie. Była to opowieść z gatunku fantastyki. W szkole średniej zapełniłem kolejny zeszyt. Pisałem też mroczne wiersze. Pierwsze poważne, bo wydrukowane opowiadanie nosiło tytuł Thorn. Kiedy napisałem dwa kolejne o tym samym bohaterze, zrozumiałem, że mam przecież już rozdziały. Kontynuowałem więc wątek, jednocześnie tworząc opowiadania z gatunku fantasy-horror. Moja pierwsza książka "Thorn" dojrzewała przez dwadzieścia kilka lat, czytana jedynie przeze mnie i kilku znajomych, bez końca modyfikowana. Wreszcie nadeszła możliwość wydania. Postawiłem wszystko na jedną kartę i wykonałem pierwszy, kosztujący mnie wiele emocji krok – napisałem do Wydawnictwa Poligraf. Potem wszystko potoczyło się tak szybko, że zanim ustąpił pierwszy dreszcz, książka, pięknie wydana, znalazła się na półkach w księgarniach. "Za oknem mrok. Cisza wieczoru okala umysł swym skrzydłem jak anioł ciemności. Ma w tym cel. Musisz otworzyć pierwszą stronę. Zrób to. Wyciągnij dłoń, pozwól, by zatrzymał się czas… Czy należy się bać? Nie wiem. Wiem za to z pewnością, że na jednym opowiadaniu nie skończysz, a cienie na ścianach się wydłużą…" Dwa lata po pierwszej książce ukazała się moja kolejna praca – "Z mroku wykute". Pisana równolegle z pierwszą, także powstawała długi czas. Jestem amatorem w pisaniu, tym bardziej cieszę się, że dotarłem do pewnej grupy osób, którym na tyle przypadło do gustu moje pisanie, że pytają, czy będzie kontynuacja "Thorna". Być może tak się stanie. Czas pokaże, jaki obiorę kurs. Dzięki uprzejmości Marcina Wasilkowskiego, który wykonał za „dziękuję” wspaniałą pracę, tworząc rysunki i okładkę wedle mojej wizji, opowiadania nabrały wyjątkowego klimatu.