- Ale przystojniak, nie? – powiedziała przyjemnie zaokrąglona kobieta w średnim wieku ubrana w biały fartuch laboratoryjny, wpatrując się w coś na biurku. - Jeśli lubisz wysokich, ciemnych i szalonych. Takich Heathcliffów. – Nieznajomy mężczyzna w garniturze nie wydawał się przekonany. Wren go nie znała, co znaczyło, że był nowym asystentem. Asystenci zmieniali się niemal co miesiąc, ponieważ, jak mawiała Wren, Nash był Nashem. Trzecia osoba przy biurku zmarszczyła brwi. - Bardzo melancholijny. Czy on umie się uśmiechać? Ooo, jakie to romantyczne. Wren uwielbiała gotyckie angielskie powieści i z ciekawością ich podsłuchiwała. Podeszła bliżej, ale nie udało jej się zrobić tego cicho, bo jej klapki zaklaskały na linoleum. Popatrzyła na paznokcie u nóg pomalowane na różowy kolor. Właśnie łamała podstawową zasadę laboratorium: będziesz nosić jedynie pełne obuwie. Doktor Nash Masterson, władca tego imperium, przestrzegał zasad. Ludzie często wybuchali płaczem, gdy wyjaśniał ich niedociągnięcia. Był niezmiernie bogatym szefem wielkiej firmy Masterson Chemicals, więc uchodziło mu to na sucho. Pieniądze i pozycja umożliwiają wiele rzeczy. Ona nie miała tego komfortu. Troje pracowników Nahsa podniosło wzrok. Rozpoznała dwoje z nich. Martha była wiceszefową działu rozwoju, a Jenn pracowała w marketingu. Młodego człowieka nie znała. Laboratorium było za biurkiem, oddzielone drzwiami. W sterylnym pomieszczeniu z oknami od podłogi do sufitu stały białe stoły zastawione zlewkami i tajemniczymi lśniącymi przyrządami. Całość wyglądała jak Antarktyda ze stali nierdzewnej, tyle że bez uroczych pingwinów. Nasha nie było widać, ale na pewno przyjdzie punktualnie. Tutaj nikt się nie spóźniał. - Czy to już wtorek? – spytała Martha. - Błagam, powiedz, że przyszłaś porwać naszego złego szefa miliardera na lunch – powiedziała Jenn niby żartem, ale jej palce były nerwowo zaciśnięte na laptopie przyciskanym do piersi. - Jest cały mój – zgodziła się wesoło. Nie pojmowała, czemu tylko ona lubi Nasha. Oczywiście bywał arogancki i patrzył na wszystkich z góry. No i miał paskudny zwyczaj wykazywania publicznie nawet drobnych luk w rozumowaniu innych, a także w ich prezentacjach, eksperymentach i wnioskach patentowych. Był zamknięty w sobie, doskonale udawał głodnego niedźwiedzia polarnego uwięzionego na górze lodowej i od lat niweczył wszystkie jej wysiłki, by go poznać bliżej. Oskarżał ją, że chce wśliznąć się do jego mózgu i się tam rozgościć, ale ona wiedziała, że potrzebne mu jest towarzystwo. Po ośmiu latach uległ jej i we wtorki chadzał z nią na tacos. To były spotkania przyjaciół, którzy lubią tacos. Nie była pewna, co Nash mówił pracownikom o tych lunchach. Pewnie nic, bo ograniczał się do mówienia o tym, co niezbędne. (Fragment).