– Dziękuję, Haines, dam sobie radę – powiedziała lady Laura Pomeroy, uśmiechając się do lokaja, który odprowadził ją do drzwi salonu jej przyjaciółki, Susanny Rochdale. Gdy odwróciła się, by wejść do pokoju, zderzyła się z wysokim mężczyzną, który właśnie z niego wychodził. Zachwiała się i straciła równowagę, jednak silne dłonie chwyciły ją za nadgarstki i podtrzymały. Chciała przeprosić, ale gdy spojrzała w lodowate niebieskie oczy, na chwilę zaniemówiła. Rzucając ukradkowe spojrzenie spod rzęs, pomyślała, że ten dżentelmen robi wrażenie. Na szerokie czoło opadały czarne kosmyki włosów, wysokie kości policzkowe i mocny podbródek czyniły twarz atrakcyjną. Szerokie ramiona podkreślał dobrze skrojony ciemnoniebieski surdut z drogiej wełny. Mężczyzna roztaczał aurę siły, która przyprawiła ją o mrowienie. – Przepraszam pana – powiedziała po chwili, wyginając usta w uśmiechu. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że nie został odwzajemniony, zamiast tego na twarzy mężczyzny pojawił się wyraz irytacji. – Niewątpliwie to moja wina – uznał, puścił ją i cofnął się. – Powinno się unikać dam, które nie patrzą, dokąd idą. Pani musi być lady Laurą Pomeroy. Nazywam się Miles Rochdale. - Laura wiedziała, że wielu uważa ją za urodziwą. Jej uroda w połączeniu z elegancją na ogół przyciągały uwagę mężczyzn, którzy traktowali ją niezwykle szarmancko. Miles Rochdale był ledwie uprzejmy. (Fragment).