Jesteśmy w trudnej sytuacji finansowej. Tacie uciekły dżdżownice kalifornijskie, na które babcia Sabina pożyczyła tysiąc dolarów, i spłacamy nową pralkę, tysiąc obrotów na sekundę czy coś takiego, w każdym razie bardzo dużo. Mama jest nauczycielką a tata ratownikiem w pogotowiu. Jeździ karetką z panem Zenkiem, równym gościem, który ma żonę Andżelikę i działkę. Raz o mało nie znaleźliśmy się w bardzo dobrej sytuacji materialnej, bo tata trafił szóstkę, ale zgubił kupony. — Pamiętam wszystkie liczby: siedemnaście, bo byłem siedemnasty w klasie, trzydzieści dwa — numer mieszkania, dwanaście — wiek Szymka, trzydzieści osiem — mój wiek... Gdy tata wreszcie znalazł kupony, okazało się, że istotnie trafił szóstkę, ale w dwóch zakładach. Był strasznie zmartwiony i zamknął się w łazience. Wtedy mama wyjęła pudło z luksusowymi czekoladkami w kształcie owoców morza, które babcia Sabina przywiozła z Londynu na specjalną okazję. — Uczcimy twoją niewygraną, staruniu – powiedziała mama przez drzwi łazienki. — Niewygraną uczcimy? – zdziwiłem się. — Ja czuję, że to jest zapowiedź jakiejś wielkiej, fajnej niespodzianki! No, wyjdź już stamtąd. — Paradoksalnie, prawda? — powiedziałem, bo właśnie na polaku mieliśmy o paradoksie. Ciekawe, jaka to niespodzianka i kiedy się zdarzy! Może mały, biały domek na wsi, o którym marzy mój tata, albo porządny komp dla mnie z internetem, którego nie mogę się doprosić... * Mama Szymka ma rację. Zwariowaną rodzinkę Wesołowskich czeka wiele fajnych niespodzianek i przygód. I to właśnie o nich przeczytacie w tej sympatycznej książeczce. Zaprzyjaźnicie się w niej z trzynastoletnim Szymkiem, poznacie jego tatę, Augustyna i mamę – nauczycielkę oraz twardo stąpającą po ziemi babcię z groźną miną sowy. Barwny język, zaskakujące zwroty akcji, sympatyczne, wyraziste postaci, świetne ilustracje, dużo śmiesznych sytuacji i trochę wzruszeń sprawiają, że Spoko! To tylko rodzinka jest prawdziwą literaturą familijną, wciągającą zarówno młodszych, jak i starszych czytelników.