8 maja to Dzień Bibliotekarzy i Bibliotek. Święto zapoczątkowane zostało w 1985 roku, przy udziale Okręgowego Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich we Wrocławiu. Dzień ten jest okazją do przedstawienia dokonań i zawodowych osiągnięć środowisk bibliotekarskich, jak i refleksji o tożsamości tychże placówek i ich roli w budowaniu dziedzictwa kulturowego.
W tym dniu, zwanym potocznie dniem bez kar w bibliotekach, Gminna Biblioteka Publiczna w Lipowej w ramach tegorocznego ogólnopolskiego Tygodnia Bibliotek, gościła autorkę popularnych powieści obyczajowych – Panią Edytę Świętek. Dla miłośników pisarstwa Pani Edyty była to nie lada gratka, tym bardziej że w gronie sympatyków i czytelników znalazła się koleżanka po piórze - Pani Hanna Greń, autorka powieści kryminalno-obyczajowych, która przyjechała z Bielska-Białej. Obie pisarki współpracują z Wydawnictwem Replika.
Przypominam, że Pani Edyta zadebiutowała w 2010 roku książką Zerwane więzi (Wydawnictwo Black Unicorn, 2010).
Na uwagę zasługuje fakt, że autorka postanowiła całość swojego wynagrodzenia ze sprzedaży powieści pt. Bańki mydlane przekazać na cele charytatywne, a dokładnie na Hospicjum im. Świętego Łazarza w Krakowie.
Cień burzowych chmur. Spacer Aleją Róż tom I (Wydawnictwo Replika, 2017) to czternaste dziecko literackie pisarki, a niebawem, 23 maja 2017 roku będzie miała miejsce oficjalna premiera II tomu sagi Spacer Aleją Róż – Łąki kwitnące purpurą.
Pani Edyta pisze powieści obyczajowe, z domieszką wątków kryminalnych, w których zazwyczaj miejscem akcji jest Kraków, skąd pochodzi i okolice - popularna Dzielnica XVIII Nowa Huta, podobno niegdyś najniebezpieczniejsza dzielnica krainy Smoka. Sama pisarka wyznaje:
,,Nowa Huta zawsze była niepokorna i buntownicza. Stalin założył sobie, że to będzie typowe socjalistyczne miasto bez Boga, bez kościoła, a mieszkający tam ludzie będą szablonowi. Ten plan totalnie mu nie wyszedł. Bo czym bardziej się ludziom zakazuje, tym większy jest ich opór i sprzeciw. Ja tę przekorę ludzką również chciałam ukazać w powieści.”
Pani Edyta w rozmowie podkreślała niesłabnący z biegiem lat sentyment do tego miejsca, w którym przez jakiś czas mieszkała. Do dziś, jak mówi, urzeka ją zabudowa Nowej Huty, a zwłaszcza kamienice z tajemniczymi, olbrzymimi podwórzami kryjącymi się za niepozornymi bramami wjazdowymi. Podobnie jest z historią tego miejsca. Jak tłumaczy, sporo ludzi poznało historię Nowej Huty oglądając film o Karolu Wojtyle, bo jak wiadomo, papież był bardzo mocno związany z walką o tamtejszy kościół, czy chociażby z filmu ,,Człowiek z marmuru”, który, nie ukrywa, był jedną z inspiracji.
Nie obyło się bez pytań o sam proces powstawania książki, warsztatowość i swoistego rodzaju dyscyplinę pisarską. Do tablicy, jak zawsze wezwał Szymon J. Wróbel, pytając o słynne cztery miesiące:
,,Jeżeli są przygotowane materiały i plan, którego mniej lub bardziej się trzymam (zazwyczaj plan sobie a bohaterowie sobie, istnieje ryzyko, że gdzieś tam wymkną się autorowi spod kontroli, chociaż wiadomo w tych głównych, ramowych wydarzeniach, które dla nich są przewidziane muszą brać udział), to cztery miesiące wystarczy na napisanie powieści, tylko że trzeba się zdyscyplinować, zwłaszcza jak się pracuje zawodowo. Wygląda to tak, że po powrocie z pracy jestem przez chwilę ,,dla domu i rodziny”, a potem włączam komputer z myślą o tym, że mam do napisania 10 tysięcy znaków i dopóki tego nie napiszę nie kładę się spać. Czasami jest tak, że napiszę więcej niż te założone 10 tysięcy i to jest fajne, a innym razem siedzę: napisałam już tysiąc znaków, zerkam co na facebooku, szukam jakiejś piosenki, odpisuję na wiadomości itd. Wygląda to tak jakbym wyszukiwała sobie pretekstów, by nie pisać, włączony Internet wciąż rozprasza, ale staram się zazwyczaj przestrzegać tej dyscypliny i pisać, przy czym już od bardzo dawna nie zdarza mi się pisać w święta i weekendy, bo to jest czas dla rodziny. Chyba że mam nóż na gardle i np. jakąś pilną redakcję do zrobienia, to wtedy zdarza mi się zarywać weekend, ale to są wyjątki od reguły. (…) Pisząc książkę, zawsze myślę o czytelniku. O tym dla kogo piszę. Zawsze wybieram sobie jakąś grupę docelową, czy to ze względu na wiek, czy pozycję społeczną i staram się dopasować treść do odbiorcy. Np. po napisaniu fabuły ustalam rozdziały, to są detale warsztatowe bardzo indywidualne. (…) Pisząc, zwracam uwagę na to, by poszczególne sceny i wątki nie były zbyt długie, to pewnego rodzaju kosmetyka. Staram się pisać zza głowy jednej postaci, potem drugiej, by uniknąć monotematyczności, by zaciekawić czytelnika, a nie nużyć go. To jest ważne w sytuacji, gdy stosuje się narrację pierwszoosobową.” Hania Greń przyznała, że stroni od tego rodzaju narracji. Co prawda próbowała, ale w jej przypadku zwycięża narracja trzecioosobowa i czas przeszły.
Autorka przyznała, że jednym z karkołomnych zadań jest wymyślanie imion i nazwisk bohaterów. Czasem zdarza jej się zmieniać imię gdy książka już jest gotowa do druku. Wiążą się z tym komiczne sytuacje:
,,Kiedyś poszłam na skróty, w Wordzie jest taka opcja, że można zamieniać słowa. Wymyśliłam sobie postać o imieniu Marek, po czym postanowiłam Marka zmienić na Mariusz. Używając tej opcji, Word pozmieniał mi wszystkie wyrazy i powstały w ten sposób dziwne słowne twory jak np. zakamariusz w miejsce zakamarka. Czasem na potrzeby charakterystycznego bohatera stosuję zlepek słów np. Roman Tyczny, który szybko wymówiony zamienia się w przymiotnik.”
Książki Pani Edyty bardzo łatwo można zaszufladkować, jako typową literaturę dla kobiet. Jedną z przyczyn tego zjawiska mogą być projekty okładek, bardzo kobiece, by nie pokusić się o stwierdzenie infantylne. Pisarka wyznała, że sama w pewnym momencie się zbuntowała i poprosiła wydawnictwo o zmianę szat graficznych kolejnych pozycji. W ten sposób Cappuccino z cynamonem (Wydawnictwo Replika, 2015) czy Miód na serce (Wydawnictwo Replika, 2016) różnią się znacząco wzorami okładek od poprzednich.
,,Cień burzowych chmur to z założenia miała być literatura uniwersalna, dla starszej młodzieży, z uwagi na pewne wątki drastyczne, więc taki dziewiętnastolatek z powodzeniem może już przeczytać moją powieść, choćby po to, aby wiedzieć, że naprawdę tak kiedyś było. Bardzo chętnie po moje książki sięgają mężczyźni, zwłaszcza po Cienie przeszłości i Noc Perseidów, dlatego że tam bohaterami w większości są mężczyźni, a kobiety są drugoplanowe. Odbieram dużo sygnałów od panów, że to są interesujące powieści. Mam kilku czytelników płci męskiej, którzy kupują książki bezpośrednio ode mnie, z dedykacją. Wyczekują na te powieści i zawsze jest z ich strony pozytywny odzew oraz pytanie kiedy następna książka. Nie ukrywam, jest to bardzo sympatyczne. Przy czym panowie są bardziej powściągliwi w wyrażaniu emocji. ”
Masce literatury kobiecej zaprzecza również Hanna Greń, subiektywnie podkreślając, że taka klasyfikacja jest krzywdząca, ponieważ zwykle przywodzi na myśl romanse i słodkie historie, a te są dalekie od treści książek Pani Edyty.
Pisarka wyznała również, że zwraca uwagę na tytuły swoich powieści, by były adekwatne do treści oraz korespondowały z całością opowiadanej fikcyjnej historii. Wyjaśnia:
,,Miałam problem z ustaleniem tytułu powieści Noc Perseidów. Tekst był gotowy do druku, lecz nie miałam pomysłu na tytuł. I tak spacerując z mężem wieczorami, a to był sierpień, gorące noce, okres spadających gwiazd, pomyślałam – Noc spadających gwiazd, ale to tak pospolicie brzmi. Lepiej Noc Perseidów i tak już zostało. Potem w treści wystarczyło nawiązać w kilku miejscach do nich, żeby była spójna całość, i gotowe.”
Jedną ze spraw, na którą notabene Szymon J. Wróbel zwrócił uwagę, jest kontakt pisarza z czytelnikiem. Z uwagi na specyfikę tego zawodu, ci którzy decydują się go uprawiać, powinni mieć to na uwadze. Sama Pani Edyta przyznała, iż relacje tego typu są potrzebne:
,,Wychodzę z założenia, że jednak pisarz potrzebuje kontaktu z ludźmi, po pierwsze żeby wiedzieć czego czytelnicy oczekują, a drugiej strony kontakt ze światem zewnętrznym jest źródłem nowych pomysłów, bodźców potrzebnych do napisania kolejnej książki. Czasem wystarczy zasłyszane zdanie czy epizod, by zrodził się temat kolejnej powieści. (…) Bardzo często, gdy zobaczę kogoś na ulicy, w tramwaju, nie znam tego człowieka, ale spodoba mi się wygląd i od razu dorabiam do niego historię trzy pokolenia wstecz, osadzam go w mojej fabule i daję mu drugie życie. W Cieniach przeszłości (Wydawnictwo Replika, 2014) główny bohater męski, Adam Zachara ma swój pierwowzór na scenie muzycznej. Jest nim Tomasz Kłaptocz, współzałożyciel oraz były frontman zespołu Akurat, od 2009 roku wokalista zespołu Buldog. Podobnie w książce Cappuccino z cynamonem (Wydawnictwo Replika, 2015), jeden z męskich bohaterów fizycznie to jest chłopak, który mieszka w mojej wsi. Znamy się, parę razy rozmawialiśmy, on o tym nie wie, a z treści też ciężko byłoby mu się domyślić, tym bardziej że fikcyjna postać to łotr i przeciwieństwo tego pana. Po prostu jego fizyczność pasowała mi do mojego bohatera. Nie da się wszystkiego wymyślić od podstaw, nie przenoszę jednak historii z życia prywatnego do książek. Czasami zdarzy się drobna prywata, ale wtedy zmieniam kontekst. (…) Ukierunkowanie na samo pisanie, brak kontaktu z ludźmi moim zdaniem wypala szybko. Poza tym, takie spotkania autorskie dodają skrzydeł. Zawsze jakieś miłe słowo się usłyszy i sam fakt, że kogoś interesuje to co ja robię i o czym piszę, jest motywujący. To jest bardzo ważne.”
Mnie osobiście interesował początek drogi pisarskiej Pani Edyty. Skąd pomysł by pewnego dnia usiąść i napisać książkę. Ponieważ ilu pisarzy, tyle impulsów twórczych nie sposób było o to nie zapytać:
,,O tym, że będę pisać wiedziałam już jako dziecko. Zawsze fascynował mnie świat książek. Wtedy też podjęłam pierwsze próby literackie, ale cenzura lat nastoletnich skutecznie je zweryfikowała, w konsekwencji nie zachowało się nic z tych pierwszych tekstów. A szkoda. Do pisania przymierzałam się przez parę ładnych lat. Dwudziestolatce zabrakło cierpliwości, a pisanie wbrew pozorom dobrej zabawy, jest nudnym zajęciem. Czasami trzeba w klawiaturę uderzyć z milion razy, aby powstała powieść. Bardzo ważne jest też doświadczenie. To co się przeżyło lub zaobserwowało u innych okazuje się bardzo pomocne. Młody człowiek jest bardziej emocjonalny, patrzy na świat przez serce, do wielu rzeczy podchodzi z dużym zaangażowaniem uczuciowym, a w późniejszych dekadach to podejście staje się racjonalne. Nie wyobrażam sobie, by kobieta która nie urodziła dziecka w sposób wiarygodny oddała emocje, pisząc o porodzie. Ona może sobie to wyobrazić. W 2008 roku mieliśmy kryzys ekonomiczny, który sparaliżował gospodarkę, a ja straciłam wtedy pracę. Zmaterializowało mi się mnóstwo wolnego czasu, a ponieważ już wcześniej miałam na koncie jakieś próby literackie: coś zaczynałam ale nie kończyłam z braku wolnego czasu i cierpliwości, stwierdziłam, że może warto byłoby wrócić do pisania i potraktować to jako terapię w przerwach pomiędzy poszukiwaniem pracy. A może coś z tego wyjdzie? No i tak zaczęła się przygoda z pisaniem.”
Pani Edyta wyznała, że pisanie jest jak narkotyk, jest to pewnego rodzaju uzależnienie. Wciąż przychodzą jej do głowy nowe pomysły, a każdy z nich domaga się pierwszeństwa. Można to porównać do zjawiska samonapędzającej się kuli śniegowej. Najtrudniej jest napisać pierwszy tekst, panuje nawet przeświadczenie, iż pierwszą powieść autor pisze dla siebie, by wyrzucić traumy z dzieciństwa. Pojawiają się również kryzysy, zwłaszcza w przerwach między kolejnymi powieściami, wynikające z braku mobilizacji lub wysoko postawionej poprzeczki przez autora, np. w sytuacji pozytywnych recenzji - obawa by kolejna książka nie okazała się gorsza. Pojawia się w tyle głowy lęk, że temu wyzwaniu się nie podoła. Poza tym pisząc sagę, autor zżywa się z bohaterami i trudno jest się z nimi rozstać. Sposobem na negatywne recenzje czy komentarze jest ich unikanie. Jeżeli czytelnikowi zależy na dotarciu do autorki ze swoją opinią i chce by takowa recenzja pojawiła się na blogu pisarki, może napisać do Pani Edyty.
Klaudia Wiercigroch-Woźniak
Dodaj komentarz