• Książka ważna i potrzebna. Opowieść o inności, która przy okazji uczy nas tolerancji. Więcej na blogu: frankobajanki.pl
  • Doskonała książka poruszająca temat odrzucenia, przyjażni, dorastania oraz rożnorodności.
  • To mogłaby być moja najkrótsza recenzja książki, jaką kiedykolwiek napisałam. Napisałabym ją dużymi – najlepiej zielonymi literami, zielonymi jak drzewa w lecie, jak trawa, jak żaba. Bo wystarczyłoby napisać jedno zdanie „Chciałabym pojechać w lecie na RODOS”. Na końcu postawiłabym kropkę wielką, jak jezioro i nic więcej bym nie dopisała. Bo magia książki nadal trzyma mnie w swoim kunszcie i pięknie i jakiejś swobody wymieszanej z radością. Oczarowała mnie jak rzadko która książka. Choć skuszę się nawet powiedzieć, że zauroczyła totalnie. Przepadłam. Wyszło ze mnie dziecko, szczęśliwe dziecko. Poczułam swobodę, beztroskę i upał wakacji. • A gdzie jest RODOS? RODOS, to Rodzinne Ogródki Działkowe (Ogrodzone Siatką). Mogą być w moim mieście, w twoim, wszędzie. Lecz najważniejszy jest klimat jaki na nich panuje, zwłaszcza w „Dziczy”. Idąc główną alejką musisz minąć te pokazowe domki z wielkimi grillami i ogromnymi krzakami owoców, bo dopiero na samym końcu, zarośniętym chaszczami, zapomnianym niemalże miejscu tych działek jest.... Rodos. Wyspa w mieście, gdzie dwóch chłopców odnajduje przyjaźń, zrozumienie i wolność. Jest Turet, który wymachuje rękami i zaczyna każde zdanie od: "Uh-duh-duh". Jest Porszak, który żyje bańce mydlanej, nie lubi się przytulać i układa kamienie od największego do najmniejszego, albo na odwrót, ale najmniejszy to według niego „litość”, a on nie lubi litości ustawiać pierwszej. Pierwsza jest moc i siła. Wszystko musi być uporządkowane i mieć swoje miejsce. • A na Rodos poznają Gabarytę, zbieracza wszystkiego. Pandę, lubiącego reggae i mającego podkowy pod oczami. Dużą wymiarowo Szmirabellę, której wyrzekł się syn i Wuja Kukułkę, wyglądającego przez okno domu jak kukułka z zegara, pracującego nieustannie nad eliksirem szczęścia. Każdy ma swój świat, swoje postrzeganie świata i swój bagaż przeżytych lat. Ale mówią o tym, co chcą. Nikt tu nikogo nie wypytuje, nie analizuje, nikt sobie nie przeszkadza. Wszyscy są normalni. Nawet chłopcy ze swoimi chorobami są „normalni”. Odkrywają w sobie nowe zdolności, cierpliwość i niesamowite oddanie innych i siebie jednocześnie. Bo czy choroba wyklucza z „normalności”? Przecież granica między rzekomą normalnością, a obłędem jest bardzo cienka, a co śmieszne, owa granica jest umowna i lawiruje w różnych kierunkach. • Ich przyjaźnie, wakacyjną codzienność i szczęście, jakie się w nich odradza, to wszystko mnie tak bardzo ujęło, że nie mogłam oderwać się od czytania. Ba, stałam się ich kumplem, który jako trzeci spędza wakacje w mieście i wraz z Turetem i Porszakiem codziennie przechodzi przez dziurę w siatce, by być w „Dziczy”. • Zachwyciła mnie treść, styl pisania pani Katarzyny i moc wyobraźni, która wymalowała coś tak baśniowo realnego. Raj w środku upalnego miasta. Wyspa szczęścia. Miejsce niedostępne dla wszystkich, ukryte w pięknie i otoczone siatką dobroci. Siatką z dziurą, która była złotą bramą dla nielicznych. • Tu roztaczał się zapach pieczonego ciasta owocowego, eliksir Kukułki odurzał zapachem, a każdy chodził z uśmiechem na twarzy. Wspaniała powieść, która stoi u mnie na półce na honorowym miejscu i uzurpuje sobie miejsce do „wszędobylskości”, na co jej świadomie pozwalam. Zasługuje na to. Jest dla mnie perłą, błyszczącym diamentem zaczarowanym w słowach, w słowach, które we mnie zamieszkały i zadomowiły się na wieczność. • I nie omieszkam przeczytać inne ksiązki tej autorki - ciekawi mnie jej styl pisania i zabawy wyobraźnią w innego typu powieściach.

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego
Dotacje na innowacje - Inwestujemy w Waszą przyszłość
foo