• Pani Nora Roberts! Po raz trzeci trafiam na jej twórczość. Wszyscy przechodzimy teraz przez trudne czasy. Mnóstwo z nas nadrabia zaległości książkowe, byle na moment zapomnieć. Ja również. Przeszłam całą serię pozycji, które na mnie długo czekały. A nadeszła chwila na odpoczynek dla umysłu. Dokładnie z takich pobudek sięgam po powieści Roberts. Słodkie, przewidywalne, ale mam do nich słabość. Właśnie z powodu wymienionych wyżej cech. Oto następny tom cyklu poświęconego księstwu Cordiny, gdzie nieustannie wydarzają się łamiące serca sytuacje. Tym razem naszym głównym bohaterem został rozrywkowy książę Bennett. W pewnym stopniu podziwiam autorkę, za jej niewyczerpaną wyobraźnię oraz to, że sama nie gubi się w tych wszystkich miłosnych zawirowaniach. Cóż, w końcu pisze już od wielu lat, czego owocem jest istna masa (naprawdę masa) powieści. Lekkich, przyjemnych, przystępnych. • Bennett de Cordina, drugi w kolejce do tronu, jest powszechnie uważany za „tego niegrzecznego”. Arogancki, pewny siebie, bardzo swobodnie czujący się w swej roli. Lubi piękno, skandale nie są mu obce, do czego z łatwością się przyznaje. Kobiety? Chętnie je poznaje. Ale pod tą fasadą widać inną twarz, osoby kochającej swój kraj, chcącej o niego dbać, niczym jego starszy brat. Tak, Bennett jest ciekawą postacią, jednak rozkwita dopiero wtedy, gdy pojawia się moja ulubienica, czyli Hannah Rothchild! Człowiek nieoczywisty. Zupełne przeciwieństwo dam, z którymi książę zazwyczaj spędzał czas. Słusznie. Bowiem Hannah to tajna agentka… • W tym tomie występuje wątek na wskroś sensacyjny, dodając całości interesującego klimatu. Tak, łatwo przewidzieć dalsze przygody bohaterów, aczkolwiek jakoś mi to nie przeszkadza. Przynajmniej uniknęłam denerwowania się i mogłam spokojnie czytać, bez szalonego przerzucania kolejnych stron, byle jak najszybciej poznać zakończenie. Swoją drogą, jeśli ktoś najpierw trafia na tę część, zrządzeniem losu omijając poprzednie — wszystko bez problemu zrozumie, gdyż akcję poprowadzono w sposób odrębny od wcześniejszych sytuacji, choć sporo postaci pojawia się ponownie, naturalnie. Tylko bardziej robią za tło. • Podoba mi się fakt, że teraz to kobieta została agentem, wychodząc z roli tych, które ciągle trzeba ratować z opresji. Miła odmiana. Naprawdę polubiłam główną bohaterkę, przez całą lekturę jej kibicowałam, nieco spychając Bennetta na boczny tor, lecz trudno! Niechaj tym razem dziewczyna będzie „gwiazdą wieczoru”, chociaż ta niepewność siebie chwilami sprawiała mi przykrość. Bo Hannah ma w sobie wszystko, aby być docenianą, na wielu polach. Cieszy mnie, iż wątku nie poprowadzono zbyt cukierkowo. Chyba dlatego właśnie ten tom najmocniej przypadł mi do gustu i ciężko mi do czegokolwiek się doczepić. Pozycja idealna dla córek, matek oraz babć! • Chciałabym poświęcić słówko zakończenia na temat samej twórczości Roberts, bo wiem, że powierzchownie sprawia wrażenie kiczowatej. Nic bardziej mylnego. Oczywiście, mamy do czynienia z fabułami prostymi, ale nie prostackimi. Jest w tym pewien urok, char­akte­ryst­yczn­y dla takich pisarek jak słynna Danielle Steel. To poprzednie (a może nawet przedostatnie) pokolenie autorek romansów — i czuję do nich spory szacunek, za całą moc wyobraźni oraz ich siłę przebicia. A czasu spędzonego z „Księstwem Cordiny” zdecydowanie nie żałuję.

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego
Dotacje na innowacje - Inwestujemy w Waszą przyszłość
foo