• Renia i jej rodzice wydają się kochać zwierzęta. Przygarniają ranne i opuszczone stworzenia, które z różnych względów nie byłyby w stanie przetrwać w środowisku naturalnym. Dzicy podopieczni- gdy już staną na nogi- dostają szansę powrotu na wolność. Udomowieni, mają zapewniony dach nad głową. • Pod względem merytorycznym niestety jest się do czego przyczepić. Rodzina (w której dobre intencję wierzę) przygarnięte zwierzęta próbuje leczyć intuicyjnie. Autorka podtrzymuje, że kuracje przynoszą skutek, a podopieczni szybko wracają do sił. Jednak już samo dokarmianie wszystkich gatunków chlebem, mlekiem i serem może wyrządzić więcej szkody, niż pożytku. • Trudno odmówić książce uroku. Zapewne u wielu czytelników do dziś wzbudza ciepłe uczucia. Być może pomogła wykształcić u czytelników wrażliwość na los Braci Mniejszych. Jednocześnie można znaleźć w niej opisy takie, jak zabieranie (bez wyraźnego powodu!) psa do wielkiego, obcego miasta, z dala od ukochanego opiekuna- do którego już nie wróci, wkładanie pupila do pieca, w celach "leczniczych" czy oswajanie dziecka z bronią i polowaniem. Nie wspomnę o tym, że w opowiadaniach nader często można natknąć się na wiele form czasownika "zdechnąć". Wiele lat temu pewnie aż tak to nie raziło, ale dziś wiemy, że jest wiele bardziej trafnych określeń...

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego
Dotacje na innowacje - Inwestujemy w Waszą przyszłość
foo