• W wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” z 25. listopada 2000 roku Maria Nurowska powiedziała: „Teraz „Niemiecki taniec” ukazał się w Polsce i funkcjonuje na rynku. I nic - cisza”. Czy pisarka oczekiwała ogólnonarodowej dyskusji na temat swojej książki? Może sądziła, że wywoła ją problematyka wysiedleń Niemców po II wojnie światowej i krytyczne uwagi na temat papieża Jana Pawła II . Te zagadnienia obecne są w jej książce, ale raczej nie prowokują czytelnika do większej zadumy. • To zresztą typowe dla powieści Nurowskiej - dobrze się je czyta i szybko zapomina. Nie za wiele w nich jakichś głębszych refleksji, za to bardzo dużo „przesady i naiwności”, być może „świadomie wybranej”. Sporo też niestety niedorzeczności, no bo jak tu uwierzyć, że Marianna von Saarow po kilku dniach głodówki i stania nago pod pręgierzem, nagle może karmić piersią dziecko swojej bratowej (sama nigdy nie rodziła)! Z kolei druga z bohaterek, Eliza von Saarow, od razu, nawet z ulgą, przyjmuje do wiadomości, że jej córka zaginęła. O nic nie pyta. Nigdy nie próbuje jej odszukać! • Nawiązując swobodnie do historii rodu von Krockow, stara się Nurowska pokazać trudne i skomplikowane życie rodzin niemieckich na Pomorzu, ich relacje z Polakami przed wojną, w czasie jej trwania i po wojnie. Dotyka bolesnej sprawy przesiedleń, stosunku Polaków do wypędzanych Niemców. Wydaje się to jednak nieco powierzchowne. Autorka nie analizuje problemu. Dwie skrzywdzone kobiety z możnego rodu von Saarow doświadczają przemocy ze strony Polaków, mimo iż same były raczej „ludzkimi paniami”. Jedna z nich - Marianna -nigdy im nie wybaczy, choć przecież zostanie zakonnicą; druga - Eliza - uzna, że takie jest prawo zwycięzcy. Istotniejszy wydaje się tu być konflikt obu bohaterek, choć nie spotkały się one przez ponad 50 lat. No i właśnie, gdzie tu konflikt, przecież dopiero po śmierci matki Elżbiety Eliza dowie się, że jej córka nie zaginęła. Wychowywała ją Marianna, która potem zdecydowała się na pracę w Afryce. • To w usta matki Elżbiety włoży pisarka krytyczne słowa na temat papieża Jana Pawła II dotyczące tego, że nie dostrzegł On tragedii tego czarnego kontynentu. Nurowska uznała, że „skoro papież jest i tak wielki, to dlaczego ona nie może tego napisać”. Owszem, może, ale tak naprawdę czytelnik niekonieczne jest skłonny uznać za wiarygodny ten konflikt zakonnicy z papieżem. Obraz Zairu też chyba nie jest do końca prawdziwy, zastanawia np. obraz robotników niosących ze sobą krzesła, aby na polu odpocząć na nich. Dość dziwaczna wydaje się scena erotyczna między Vaclavem Pawelką a czarnoskórą dziewczyną o „zatrważająco cienkiej talii”. • I tak czytelnik wędruje poprzez Falkenberg, Saarow, Monachium, Zair, na chwilę Amerykę, nawet Czechy, trochę się dziwi, czy np. można w dzień ślubu spojrzeć na innego mężczyznę i natychmiast się w nim zakochać, z wzajemnością zresztą i na nieszczęście wszystkich trojga zainteresowanych. U bohaterek powieści M. Nurowskiej jest to możliwe. One doświadczają bardzo silnych uczuć, potrafią też doskonale poradzić sobie w sytuacjach zdawałoby się bez wyjścia. Mężczyźni są tu raczej słabi, przeważnie giną, nie potrafią też walczyć o swą ukochaną - raczej poddają się jej woli. • Książki Nurowskiej cieszą się powodzeniem, choć ona sama narzeka, że jest „w Polsce persona non grata” i podkreśla, że w Niemczech jest bardziej rozpoznawana niż w Warszawie. Nie przejmując się obawami pisarki, można spokojnie otworzyć „Niemiecki taniec”, „Panny i wdowy” czy „Rosyjskiego kochanka” i zanurzyć się w losach wielkich rodów, namiętności, miłości i zdrad. Popijając kawę (z porcelanowej filiżanki), cieszyć się, że nasze życie jest bardziej spokojne i że ominęły nas wielkie burze dziejowe. A może niektórzy (czytaj niektóre) woleliby wyobrażać sobie siebie na miejscu bohaterów. No to... czemu nie!

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego
Dotacje na innowacje - Inwestujemy w Waszą przyszłość
foo