Recenzje dla:
Stan Lee/ Bob Batchelor
-
Na wstępie - w świecie Marvela, DC i innych komiksowych masterów jestem totalnym żółtodziobem. Znam Spidermana i Batmana, jestem fanką Watchmanów i tyle mi do szczęścia potrzeba. Jednak gdy ta książka wpadła mi w ręce stwierdziłam, że może to dobra okazja do wyjścia naprzeciw historii człowieka, który odcisnął tak wielkie piętno w amerykańskiej kulturze a patrząc przez pryzmat mojej pracy- produkty z bohaterami jego komiksów są jednymi z najbardziej sprzedających się licencji. Stan Lee czyli Stanley Lieber od zawsze był człowiekiem nastawionym na sukces pisarski. Jako nastolatek przyjmował drobne zlecenia (np. na pisanie nekrologów), potem zaś poprzez swojego wujka wkręcił się w biznes komiksowy. Na początku gryzło się to z jego marzeniami o zostaniu pisarzem prozy, jednak z czasem jego ciężka praca i dążenie do sukcesu opłaciło się kolejnymi awansami na scenarzystę i redaktora naczelnego. To właśnie jego pomysły w dużej mierze utwierdziły z czasem pozycję MARVEL'a nie tylko w Ameryce ale i na świecie. • Całość książki była poprawna, jednak osobiście zabrakło mi czegoś, co wciągnie mnie w życie Lee po całości. Sposób przedstawiania historii Stanleya przypominał rozszerzoną wersję Wikipedii, a zamiast ciekawostek z jego życia dostałam po prostu przekrój rozwoju komiksu w Stanach Zjednoczonych. ⭐️ 6/10
-
Polska premiera książki autorstwa Boba Batchelora okazała się być trafiona w punkt. Zaplanowana o wiele wcześniej, ale wówczas trudno było przewidzieć, że zaledwie dwa dni przed ukazaniem się publikacji Stan Lee umrze. Przyjęłam tę wiadomość z ogromnym smutkiem, jednocześnie ciesząc się, iż tak bogaty życiorys został przez kogoś spisany. Ot, osłoda w chwili zadumy. Gdy tylko sięgnęłam po swój świeży egzemplarz, to trzymało się mnie przeczucie — wierzyłam w dobry czas spędzony nad lekturą. Nie pomyliłam się. To filmowa historia, traktująca o sile marzeń, nieprzewidywalnych kolejach losu, choć te słowa brzmią banalnie. Lee zawsze kojarzył mi się z sympatycznym staruszkiem, będącym żyjącą ikoną. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę z tego, jak poplątana była jego droga, ile energii wkładał w pracę, która przecież pojawiła się przypadkiem — Stanley Martin Lieber chciał być po prostu pisarzem. • Przyznaję, że moja wiedza o komiksach jest dość powierzchowna. Znam najsłynniejszych bohaterów, widziałam kilka filmów, lecz daleko mi do miana człowieka konkretnie obeznanego. Wydaje mi się, iż książka Batchelora bardzo zaciekawi osoby podobne do mnie. Takie pragnące zebrać lepsze informacje, poukładać sobie je wszystkie w głowie. Doskonale rozumiem — fani twórczości Stana Lee mogą być trochę rozczarowani, bowiem w publikacji natrafiamy na rozwlekanie wątków, powroty do tych już raz opisywanych, a niektóre sytuacje zostały ledwo „muśnięte”. Niemniej jednak, ja się nie nudziłam, gdyż autor posiada lekkie pióro, potrafi wzbudzać zainteresowanie, mimo paru minusów, pojawiających się tu i ówdzie. • Z każdej strony bije przekonanie, że Bob Batchelor autentycznie jest miłośnikiem twórczości Lee, dlatego możemy uznać, iż tę książkę napisano z perspektywy prawdziwego fana. Zgrabnie wybielono ciemniejsze plamy na życiorysie, chociaż w pewnych kwestiach bez problemu da się wyrobić własne zdanie. Całość okraszono wieloma ciekawostkami oraz fotografiami, a te ostatnie — uwielbiam! Osobiście, wyraźnie widzę, iż Stanley Lieber był człowiekiem z krwi i kości, popełniał błędy, uczył się na nich. Łatwo go polubić, zwłaszcza dzięki jego poczuciu humoru, bezpośredniości, otwartości. Fantastyczna postać. • W książce, oprócz tytułowego bohatera, występuje też gama ludzi, którzy mieli i mają ogromny wpływ na amerykańską kulturę. Z przyjemnością czytałam fragmenty poświęcone żonie Stana, Joan. Przez cały czas wspierała męża, często podrzucając mu pomysły wykorzystywane potem w twórczości. Śledzimy rozwój komiksu na przestrzeni lat, zmiany społeczne, wzrastającą popularność Marvel Comics. Ciężko sobie wyobrazić, że niegdyś firma była traktowana po macoszemu, walcząc z problemami finansowymi. Sam Lee od dzieciństwa stykał się z biedą, jako syn żydowskich imigrantów z Rumunii. Dlatego pracował na swój sukces, unikając wymówek, mnóstwo razy upadając po to, aby wstać mocniejszym. Inspirujące? Owszem. • Świąteczne zakupy nadal są przed Wami? Wobec tego, rekomenduję udanie się do najbliższej księgarni, jeśli macie wokół siebie fanów Marvel Comics. Ponad trzysta stron wypełnionych elektryzującą osobowością Stana Lee, człowieka, który z superbohaterów stworzył ludzi. Za to najbardziej go cenię — sprawił, że łatwo można utożsamić się z jego postaciami, co dawało nadzieję wielu dzieciakom, nastolatkom i dorosłym, borykającymi się z własnymi kłopotami. Dobra biografia, świetna do poczytania w ciągu nadchodzących wolnych dni.