Recenzje dla:
Już mnie nie oszukasz/ Harlan Coben
-
To moje pierwsze podejście do Cobena, o którym słyszałam wiele dobrego. Mimo tych -może niepotrzebnych- oczekiwań nie zawiodłam się, ale też nie zachwyciłam. Dobry kryminał o życiu żołnierza po powrocie z misji i wielu niewyjaśnionych sprawach, które towarzyszą nam od pierwszych stron powieści. Plus za dobrze poprowadzone zwroty akcji i zaskakujące zakończenie.
-
Choć twórczość Cobena oceniałam do tej pory bardzo pozytywnie, po tej książce bardzo się rozczarowałam. Zakończenie wymyślone na siłę, żeby się wyróżnić ale niestety się nie udało. Sztuką jest napisanie thrillera tak aby czytelnik po przeczytaniu zakończenie pomyślał "To przecież oczywiste, dlaczego się tego nie domyśliłem", a nie czuł dezorientacje, choć teoretycznie wszystko do siebie pasuje to wciąż czegoś brakuje. Plus za pomysł opisania morderstwa od strony oprawcy.
-
Kolejna pozycja Harlana Cobena i ponownie wysoka ocena. "Już mnie nie oszukasz" to świetny tytuł. Zaczyna on jednak nabierać sensu gdzieś w połowie powieści, wtedy kiedy wszystko zaczyna się układać w logiczną całość, a może zaczyna wywracać wszystko do góry nogami? • Słuchałam audiobook'a jadąc autem i ciężko było wysiąść, bo książka nie pozwala.
-
Chodzi mi po głowie jedna myśl - czy raczej jedno wrażenie, którego nie umiem przeobrazić w konkretną myśl, a dopiero co w jakieś sensowne słowa... Pozostaje mi więc możliwie wiernie, choć zapewne nieudolnie, to wrażenie opisać - i szukam czegoś, co nie brzmi jak rozczarowanie, ani jak pozytywne zaskoczenie, co jest gdzieś pomiędzy, ale nie na "zerze", bo jakiś ładunek przecież niesie - na tyle silny zresztą, że klepię teraz w klawiaturę. Czyli że wrażenie zrobiła. Tylko jakie?... • "Już mnie nie oszukasz". Noo, przewrotny tytuł. Daje się takiemu czytelnikowi z początku średnio zrywną, ale generalnie rozwojową historię. Nie dochodzimy jeszcze do połowy, a już na kilometr śmierdzi intrygą. Podkładane są jak bierwiona do ognia kolejne postacie - podejrzanie dobre, podejrzanie uśmiechnięte, podejrzanie miłe, podejrzanie niepodejrzane. Instynktownie włącza się w czytelniku wewnętrzny Sherlock Holmes, który po to na stronie dwudziestej uśmiecha się do samego siebie, znając rozwiązanie zagadki, by na siedemdziesiątej zmrużyć oczy, nie rozumiejąc już nic. Wodzony przez główną bohaterkę po jej własnych wątpliwościach i domysłach, podąża za nią krok w krok, czasem stając nagle i mówiąc - głupiaś, przecież to jasne!... - by dotrzeć wreszcie do ostatnich stron i mocno, naprawdę mocno się zdziwić. Bo nawet jeśli w którymś momencie wskaże się trafnie winnego, to, by zrobić to nieprzypadkowo, po prostu potrzeba garści informacji, które autor przez niemal całą książkę postanawia zachować dla siebie. Tak o, do czasu, kiedy nie chce odwrócić akcji o kilkadziesiąt stopni. Sprytnie. • Po ostatniej stronie zostałam więc z dziwnym poczuciem, że jeśli mnie nie oszukano, to przynajmniej wystrychnięto na dudka. Dałam się porwać w akcję, wkręcić w umysłową próbę rozwikłania zagadki przed podaniem mi rozwiązania na tacy, wciągnąć w zabawę w małe śledztwo. I to wszystko na nic, bo równie dobrze na ostatniej stronie mogłam znaleźć przepis na dobre mielone. Cokolwiek. Nic, co by wynikało z danych zebranych z całej lektury... • Dałam się zmanipulować. Ale trzeba przyznać, że skutecznie.
-
To było moje pierwsze "spotkanie" z twórczością Cobena. Muszę powiedzieć, że jak na autora, w którym zaczytują się miliony dla mnie jest on zupełnie przeciętny. Thriller jakich wiele, a wiem doskonale, że są lepsze. Tematyka ciekawa, akcja nawet wartka, intryga też jest, a zakończenie niewątpliwie może zaskoczyć nie jednego czytelnika. Więc co jest nie tak? Według mnie pod względem językowym słabo się prezentuje ta literatura, albo tłumaczenie byle jakie. W moim odczuciu dialogi są nieco płytkie, a bohaterzy mało wyraziści. Poza tym może być. To jednak nie to, z czym chciałabym mieć do czynienia przez jakiś dłuższy czas. Do przeczytania, ale nie do pokochania. Namietną fanką Cobena więc nie zostanę, ale być może w ramach nudy po coś innego jeszcze sięgnę, żeby nie patrzeć na autora przez pryzmat tylko jednej przeczytanej jego książki.