• nie wiedziałam czym ludzie się tak fascynują, teraz już wiem
  • Zawsze mam pewien szczególny problem z bestsellerami. Z jednej strony, interesują mnie, jak większość literackiego światka. Z drugiej, boję się rozczarowania, bo wielokrotnie trafiałam na naprawdę przereklamowane powieści. Tym razem, postanowiłam zaryzykować i dać szansę debiutowi Casey McQuiston. Z czystej ciekawości przejrzałam zagraniczne recenzje. Przyznaję, nie spodziewałam się aż totalnej masy zachwytów. Dosłownie. Wówczas zaczęłam się zastanawiać, czy ta pozycja zostanie podobnie odebrana w Polsce, ze względu na różnice kulturowe. Ale widzę, że niepotrzebnie zapędzałam się w takie rozważania, bo również w naszym kraju „Red, White & Royal Blue” zaczyna święcić triumfy. A jakie są moje odczucia tuż po skończonej lekturze? Przede wszystkim, całość czyta się fenomenalnie szybko, co pozytywnie zaskakuje. Dobry znak. No, jednak to chyba za mało, aby oceniać? W porządku, zdradzam: ja też przepadłam w odmętach zauroczenia. • Cholera, nieustannie otaczają mnie książki opowiadające o płomiennym romansie pomiędzy kobietą a mężczyzną. A u Casey mamy ciekawą odmianę, ważną w ciągu ostatnich napiętych tygodni, gdy temat LGBTQ+ nie schodzi z ust oraz klawiatur. Dodatkowo, muszę wspomnieć, iż właśnie czerwiec jest miesiącem poświęconym temu zagadnieniu, więc macie kilka dni, by sięgnąć po powieść w ramach obchodów! I odprężenia, ponieważ fabuła wypada lekko, dowcipnie, i zdecydowanie nie prześmiewczo, co koniecznie podkreślam! Cieszę się, że autorka nie podeszła do kwestii homoseksualizmu oraz biseksualizmu w sposób dość stereotypowy, co często się zdarza, jeszcze pogłębiając poważny problem zrozumienia oraz edukowania. • Dosłowne lata temu czytałam „Dziewczynę Ameryki”. Czy ktoś z Was pamięta perypetie Samanthy Madison, która zakochała się w synu prezydenta Stanów Zjednoczonych? Jeśli tak, to pewnie pojmiecie moje rozrzewnienie spowodowane lekturą „Red, White & Royal Blue”. Przez momencik znowu poczułam się niczym tamta nastolatka, zaśmiewająca się z przygód Sam. Bo Henry i Alex sprawiają równie urocze wrażenie. Lecz napiszę o nich więcej za chwilę. Nie mogę oceniać stylu McQuiston, gdyż dotarły do mnie informacje o błędach w tłumaczeniu. Dlatego postaram się o oryginał. • To romantyczna książka, choć pełna dobrego smaku. Uwielbiam bohaterów, zwłaszcza Henry’ego, który finalnie nie bał się złamania konwenansów. Stale odczuwający ciężar oczekiwań, stawianych mu przez familię i jego kraj. A nawet bez fikcyjnej fabuły wiemy, jak egzystencja w rodzinie królewskiej może być trudne. Naturalnie, nie da się pominąć całej gamy postaci pobocznych, istotnych dla odpowiedniego poprowadzenia akcji. Zazdroszczę tych wszystkich wspierających przyjaciół. Czy mamy do czynienia z powieścią prze­idea­lizo­waną­? Troszkę. Jednak chyba chciałabym żyć w podobnym świecie. Teraz łatwo zauważyć, jak wiele pracy jeszcze przed nami. Więc to śmiech przez łzy. Niby zabawna pozycja, a dobijająca. Cóż, do dzieła. • „Red, White & Royal Blue” to świetna propozycja dla osób lubiących publikacje dowcipne, po brzegi wypełnione cudownymi bohaterami i zwyczajnie fajnymi sytuacjami. Wiem, że sporo czytelników zakocha się w tej opowieści, a może nawet będzie to jedna z ich ulubionych? Casey McQuiston stworzyła książkę, która dużo znaczy dla mnóstwa ludzi. Literatura wybitna? Niekoniecznie. Aczkolwiek zdecydowanie potrzebna w naszym pokręconym świecie, gdzie widok dwóch mężczyzn idących za rękę kogoś obrzydza.

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego
Dotacje na innowacje - Inwestujemy w Waszą przyszłość
foo