• Miło zachęcona dwiema książeczkami Khoe Le („Beksa”, „Potarganiec”), sięgnęłam po „Szymka brudasa”. I tu, przyznaję, zaskoczył mnie maksymalny przerost formy dydaktycznej nad treścią. • Szymek uwielbiał się bawić, rzecz jasna, najlepiej w kałużach, ale za to nie cierpiał się myć. I oto co się stało – rozmnożyły się na nim gigantyczne zarazki. Chłopcu to wcale nie przeszkadzało, dopóki… nie zobaczył „lokatorów” gołym okiem. Szybkie nogi na nic się nie zdały, bo zarazki ochoczo bawiły się w łapanego :) Dopiero mama uratowała swego synka – po prostu wsadziła go do kąpieli. Niezbyt się to brudaskowi spodobało, ale przemyślał sprawę i obiecał kapać się codziennie ;) • Ilustracje, owszem, bardzo ładne, a bajecznie kolorowe bakterie są niezwykle efektowne. Tak sobie myślę - może to i jest jakiś sposób na małych brudasków… Jedno jest pewne – mój roczny synek, któremu na razie ten prosty przekaz nie jest potrzebny, bo uwielbia codzienną kąpiel, wprost rwie się do tej książeczki i z zachwytem przypatruje się ilustracjom ;)

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego
Dotacje na innowacje - Inwestujemy w Waszą przyszłość
foo