• „Mitologia” Parandowskiego to zmora jednych uczniów, a miłość drugich (najczęściej to pierwsze…). Pamiętam swoje „pierwsze” spotkanie z greckimi opowieściami. Miałam mieszane uczucia. Teoretycznie – podobnie jak w Biblii – można znaleźć tu wszystko: romans, kryminał, obyczaj. Brzmi jak książka idealna? Nie do końca, zwłaszcza w momencie kiedy ogrom imion, wydarzeń i co najgorsze – wzajemnych powiązań – trzeba było recytować udając, że wszystko rozumiem i wcale nie wyuczyłam się tego na pamięć (gdzież bym śmiała!). Brutalna, ale smutna prawda. Z drugiej jednak strony, mitom greckim nie można odmówić swoistego czaru i przyciągającej, fascynującej, niezwykle wartkiej fabuły. • Mając w pamięci te wszystkie uwagi, z lekkim dystansem sięgałam po „Moją pierwszą mitologię”. Zrobiłam to z dwóch powodów. Po pierwsze spodobała mi się okładka i styl ilustracji, jaki – jak się później okazało – pojawia się w całej książce. Popełniłam wprawdzie bibliotekarskie faux pas – oceniłam książkę po okładce! Cóż, będę musiała z tym faktem żyć… Ale było warto! Nie ukrywam, że byłam również najzwyczajniej w świecie ciekawa, jak autorka poradzi sobie z przekładem mitologicznych historii na język przyjazny dzieciom. Bałam się, że Katarzyna Marciniak zamorduje starożytne historie, pełne brutalności, zdrad, poligamii i stworzy poprawną bajeczkę, w której ciężko będzie się doszukać oryginalnych opowieści. I tu muszę przyznać się do swojego błędu (choć nie ukrywam, że robię to z bólem serca i ujmą na honorze…). Autorka znalazła złoty środek, pisząc „Moją pierwszą mitologię” w sposób wciągający zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych. Najmłodsi otrzymali książkę pełną fascynujących opowiadań, w których aż roi się od fantastycznych postaci i stworzeń. Zawiłe i skomplikowane historie są jednocześnie przedstawione w sposób prosty (nie mylić z prostackim!) i zrozumiały. Katarzyna Marciniak nie potraktowała jednak młodych odbiorców „z góry” i nie przyjmuje, że są głupsi niż ma to miejsce w rzeczywistości. Nie zrezygnowała z wszystkich „kont­rowe­rsyj­nych­” wątków, ujęła je tylko odrobinę delikatniej. Zeus nadal jest kobieciarzem, a relacje między postaciami można porównać do „Mody na Sukces” w czasach swojej największej popularności. Mimo to podczas czytania uderzyła mnie subtelność i gracja, z jaką autorka podjęła się poruszania tematów, które mogą wywołać niewygodne pytania wśród dzieci. Oczywiście, że niejeden bardziej wnikliwy i błyskotliwy mały czytelnik zaskoczy swoich rodziców pytaniem, czemu każdy bohater miał swój własny harem. Uwierzcie jednak, że wątki tego typu są tak umiejętnie wplecione między wersami, że wytłumaczenie ich swoim pociechom nie powinno być trudne. • „Moja pierwsza mitologia” ma też cechy edukacyjne. Pojawiają się w niej związki frazeologiczne stosowane również dziś, których korzenie wywodzą się ze starożytnej Grecji. Są zrozumiale wytłumaczone i mało tego! W każdym rozdziale znajduje się sekcja „dziś”, w której podany jest przykład użycia danego powiedzenia we współczesnym świecie. Dodam tylko, że wszystko to okraszono sporą dawką humoru tak, że również dorośli czytelnicy złapią się na parskaniu pod nosem przy co lepszych fragmentach. • Podsumowując! Jako bibliotekarz, mówię zdecydowanie tak. Moja pedagogiczna „strona” również głosuje za przeczytaniem. Prywatna ja? Tak, tak, tak! Minus? Językowi konserwatyści mogą być zwiedzeni dość luźnym stylem wypowiedzi, który moim zdaniem zachęci dzieci i pomaga uniknąć niepotrzebnego patosu. • Wołajcie swoje dzieci i do dzieła – dajcie się porwać mitologicznemu światu. A jeśli akurat nie macie obok siebie dzieci… Cóż, ja czytałam w pojedynkę i się nie wstydzę! • Polecam! • Joanna Węgrzyn, MBP w Skawinie

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego
Dotacje na innowacje - Inwestujemy w Waszą przyszłość
foo