-
Rozmemłane, bełkotliwe, trzy opowieści tajemniczo powiązane – ale mnie się jakoś tej tajemnicy odkrywać nie chce. Nie pociągnęło mnie w tym kierunku... • Żadnych nazwisk. Żadnych niemodnych podziałów tekstu na części opisowe i dialogowe, wszystko leci jednym ciągiem, co staje się w czytaniu męczące, jak dwumetrowa nitka spaghetti, którą w pocie czoła usiłujemy zassać. • Żadnych poważniejszych kontekstów polityczno – społeczno – kulturalno – jakichś tam, co akurat nie jest wadą, jeśli pisze się takie, a nie inne dzieło... • Czuć, że „Trzy szkice” są ambitne, głębokie i filozoficzne. Może zbyt ambitne, za głębokie i nadmiernie filozoficzne – w końcu czytanie nie powinno być drogą przez mękę uzasadnianą w duchu na siłę: „ach, jakież to mądre!”. A może szczerze do bólu stwierdzić: „ach, jakież to nudne!”. Jedno drugiego przecież nie wyklucza. • Do czytania, gdy za oknem leje, a słowo pisane mamy tylko w postaci gazetki reklamowej marketu z armaturą. • Chociaż w gazetce przynajmniej wiadomo, o co chodzi.