• Jak zwykle u Kinga będę chwalić bohaterów. Świetnie stworzona postać psyc­hopa­tycz­nego­ Morrisa to kolejny bardzo dobrze skrojony antybohater pisarza. Outsider, dla którego obsesją stał się cykl powieści napisany przez Rothsteina, zamieniając go w psychopatę, który morduje z zimną krwią. Postać Morrisa jest trochę ironiczna, bo dotyczy branży w której działa sam autor. Morris jest doskonałym przykładem na to jak cienka jest granica między uwielbieniem dla twórcy a obłędem. • "Znalezione nie kradzione" kręci się wokół do literatury, i nie chodzi mi tylko o wątek zabójstwa Rothsteina. Znajdziemy tu liczne nawiązania do powieści, pisarzy, które zachęcają by sięgnąć do dzieł wspomnianych przez autora na kartach swojej powieści. • Miał być kryminał, miała być powieść dete­ktyw­isty­czna­, a mam wrażenie, że powieść gdzieś ledwie musnęła ten gatunek. Nie ma ani zbyt skomplikowanej zagadki, o ile jakakolwiek jest, rozgrywka detektyw przestępca, również nie jest aż tak pasjonująca jak w 'Panie Mercedes'. Ot fabuła płynie sobie spokojnie, bardziej jak w obyczajówce, bez wielkich zwrotów akcji. Dopiero gdzieś pod koniec akcja lekko przyspiesza, brakowało mi jednak tego dreszczyku, gęsiej skórki, którą zwykle mam w czasie lektury powieści Kinga. • Może jest coś ze mną nie tak, bo lektura była przyjemna, styl gawędziarski Kinga jak zwykle na wysokim poziomie, a ja jednak czuję rozczarowanie. Zawód spowodowany moimi oczekiwaniami wobec tej książki. Po Kingu spodziewałam czegoś wyjątkowego, a otrzymałam tylko przeciętną powieść. • Powieść dobra, ale Stephena Kinga stać na znacznie więcej niż przeciętność. Oby pisarz nie wziął sobie do serca motta bohatera 'przecież wszystko gówno znaczy' i kolejny tom powieści z cyklu o Kermicie Billu Hodges będzie tym na co Kinga stać.

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego
Dotacje na innowacje - Inwestujemy w Waszą przyszłość
foo