• Drugi tom "Mrocznej otchłani" pochłonęłam w nieco ponad godzinę, choć każdy z kadrów można by oglądać w skupieniu i uznaniu przez długi czas. Ilustracyjnie wciąż jest świetnie, może nawet lepiej niż w pierwszej części; kunszt rysunku jest jedną z rzeczy, którą w "Mrocznej otchłani" doceniam najbardziej. • W drugim tomie zbiorczym robi się ciekawiej niż w poprzednim. Akcja nabiera tempa (choć i w I tomie nie było nudy i przestojów). Największy apetyt na popołudnie z taką formą rozrywki wzbudziły we mnie pierwsze trzy strony. Bo zaczęło się z przytupem. • Sama historia nabrała kolorytu, a spodziewałam się kiczu o pradawnym rekinie do samego końca (w poprzednim tomie to właśnie pomysł na historię z megalodonem w roli głównej uznałam za najsłabszy punkt pozycji). Tymczasem dzięki wyjaśnieniu paru wątków i pchnięciu akcji w nieco inną stronę, niż pierwotnie oczekiwana, historia w odbiorze stała się naprawdę lekkostrawna. • Doceniam też pewne nied­opow­iedz­enia­, które są miłym ukłonem w stronę czytelnika z wyobraźnią. Książkę zamknęłam, a akcja toczy się dalej. Dla mnie to dobry wskaźnik wartości lektury.

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego
Dotacje na innowacje - Inwestujemy w Waszą przyszłość
foo