• Niezły pomysł – osadzić intrygę kryminalną w powojennej Warszawie. • Pomysł ów szybko jednak został zamordowany, ale jego trup jeszcze był dorzynany na kilkudziesięciu ostatnich stronach. • Autor nie zauważa, że jego dziełko popada w topograficzno-historyczne dygresje, pełne detali (dokładne adresy, daty, itp.) które – ku irytacji czytelnika, kompletnie niczemu w tej opowieści nie służą. • Powołane do życia postaci są jak zombie – zachowują się dziwnie i mówią nienaturalnym, boleśnie sztucznym językiem. • Skoro mowa o postaciach – główny bohater, milicyjny super-detektyw: najmądrzejszy, światowy, oczytany i osłuchany, wykształcony, wielojęzyczny, protekcjonalny, filozoficzny, itd., na tle hołoty bezpieczniacko-milicyjnej niby Sokrates w klatce z trollami, albo po prostu parodia James'a Bonda. • Pretensjonalna, nieudana kompletnie, sztampowa i nudna książka. Wisienką na torcie jest sposób wyjaśnienia wszystkich tajemnic „śledztwa”, bo świadczy on o zupełnej bezradności autora, niezdolnego do poradzenia sobie z zakończeniem tej nierównej walki... A Wołodyjowskiego, który by mu pomógł jednym cięciem szabli nie było. • Omijać szerokim łukiem!

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego
Dotacje na innowacje - Inwestujemy w Waszą przyszłość
foo