• y zanurzyć nos w bajkowych komiksach, w takim, jak choćby „Mały Ptyś i Bill” za oknem nie musi być brzydka pogoda. Nie trzeba też „Małym Ptysiem...” zapychać nudy. W ogóle zbyteczny jest jakikolwiek powód, a tym bardziej tłumaczenie się. Na „Ptysia...” ochota jest zawsze i wszędzie i nie ma znaczenia aura panująca za oknem, godzina wykukana przez zegarową kukułkę, czy kondycja ciała, które najczęściej jest oklapłe i bez życia. • Dlaczego? • W brzydki dzień perypetie Małego Ptysia i Billa rozchmurzą niebo. Podobnie będzie z wisielczym humorem. Zły nastrój znika, jak za dotknięciem czarodziejskiej patelni, a kąciki ust unoszą się do góry i przypominają kształtem banana (tego można owijać cienkim naleśnikiem i posypać cynamonem, polać mleczną czekoladą i ozdobić kleksem bitej... ale lepiej wrócę do recenzji). Przy lekturze „Małego Ptysia”, już na pierwszej stronie chore ciało zdrowieje, bo to książeczka niebywała. Nie dość, że zabawna, to pięknie rysowana. Nie dość, że smaczna, to także ciepła i prozdrowotna. • Same plusy. • agaKUSIczyta

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego
Dotacje na innowacje - Inwestujemy w Waszą przyszłość
foo