• Jeśli ta książka rani, to niemal niezauważenie. Jeżeli zadaje ból, to tak otępiająco, że można nawet nie poczuć. Jest właściwie taka jak często samo życie tych jednostek spośród ogółu ludzi, które radzą sobie nieco gorzej z udawaniem, że "wszystko gra" - w opozycji do pozostałej części społeczeństwa, określającej się mianem "normalnej". Ludzie ci żyją, starając się czuć jak najmniej - i tak do pierwszego załamania, do kolejnego wybuchu, jeszcze jednej psychicznej zapaści. • Smutna ta narracja, ale smutku nie wzbudza. Jest prostym zapisem codzienności w psychiatryku. Tak absurdalnej i abstrakcyjnej, że jeśli tylko czytelnik dopuści do głosu jakiekolwiek emocje, to co tu wiele mówić - wrzeszczeć się chce, kopać i szarpać z tą materią, z tym światem. • Autorka w punkt oddała to, co rzeczywiście ma miejsce w realiach polskiej służby zdrowia. Bez dramaturgii i bez lukru. Prawdziwość takiej rzeczywistości powinna być absolutnie przejmująca, nie jest jednak - wszyscy chcą i potrzebują mocno zamykać oczy na nowotwory naszej cywilizacji . Niemal wszyscy też z gorszym lub lepszym wynikiem zdają w końcu egzamin ze znieczulicy. • Systemowa opieka zdrowotna. Medycyna szkodliwych paradygmatów. Władza i dominacja. To synonimy. Nie tylko w psychiatryku opisanym przez autorkę tak to wygląda, ale ci ludzie są jednymi z najbardziej bezbronnych. Oby jak najmniej ludzi musiało kiedyś doświadczyć bycia pacjentem w naszym kraju - zbyt często nie pomaga to w dochodzeniu do siebie, a jedynie upadla i odczłowiecza.
  • Słuchałam w formie audiobooka, ale jak dla mnie świetna. O życiu, jak to mówię. Do tego zaskakujące zakończenie, którego słowa do tej pory dźwięczą mi w pamięci
  • Trudno jest mi zebrać myśli po lekturze Olgi Hund. Myślę, że sens tej krótkiej formy prozatorskiej doskonale oddaje jej cytat: • „Ten nasz szpital przypomina nabity ludźmi statek, kiwający się na wzburzonym oceanie. To taka antyarka załadowana smutnymi i samotnymi kobietami, kobietami o fatalnej kombinacji genów. Kobietami przeznaczonymi do wyginięcia. Antyarka nikogo nie ratuje i donikąd nie zmierza. Ona tylko wypływa na sam środek oceanu, gdzie być może wymrą w nas, jej pasażerkach, te wirusy świńskiej melancholii, co atakują dusze, mózg i serca. Tu gdzieś jest na pewno dziura, przez którą na pokład dostaje się woda i ona tą nasza antyarkę podtapia.” • Każdy z nas tutaj na ziemi jest melancholijnym, momentami depresyjnym „pacjentem”, znajdującym się na takiej właśnie antyarce zwanej życiem. I tak jak bohaterki z opowieści snutych przez autorkę, tak i my wielokrotnie stajemy się rozczarowani światem, który nas otacza. Ludźmi i ich wyborami. Denerwują nas przeróżne sprawy. Nierzadko jesteśmy sfrustrowani, oburzeni, psychicznie wykończeni funkcjonowaniem w otaczającym nas świecie. Olga Hund patrząc przez pryzmat pacjentów szpitala psyc­hiat­rycz­nego­ oddaje stan ducha współczesnego człowieka. Człowieka, który owszem jest kowalem własnego losu, ale też jest kimś, kto na bardzo wiele spraw nie ma większego wpływu. Dlatego wszyscy znajdujemy się na tej antyarce, która nie ma nas uratować od wszelkiego zła, a jedynie odwlec je w czasie. Bo przecież antyarka kiedyś w końcu musi zatonąć wezbrana wodą. I takie właśnie jest nasze życie. W książce tej zatem pokazana została smutna i druzgocąca prawda o świecie, w którym przyszło nam funkcjonować.

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego
Dotacje na innowacje - Inwestujemy w Waszą przyszłość
foo