Recenzje dla:
Ostatnie dni Sylvii Plath/ Carl Edmund Rollyson
-
„Szklany klosz” po raz pierwszy przeczytałam we wakacje, tuż po skończeniu gimnazjum. Książka zrobiła na mnie monstrualne wrażenie, jak większość ówczesnych nastolatek zaczęłam identyfikować się z bohaterką, chociaż wówczas jeszcze nie miałam żadnych poważniejszych problemów. Do powieści wróciłam będąc już dorosłą kobietą, i dopiero mogłam lepiej zrozumieć, co autorka chciała przekazać. W końcu Esther Greenwood jest Sylvią Plath właśnie, ze wszystkimi jej przeżyciami oraz dramatami, a tych przeszła sporo. Kolejny krok ku poszerzaniu wiedzy na temat losów pisarki to lektura jej „Dzienników” i wierszy, mocno nacechowanych nostalgią. Ta twórczość niesie za sobą wielki ładunek emocjonalny, który wybuchł w Sylvii w trzydziestym pierwszym roku życia — wtedy je skutecznie zakończyła, zatruwając się gazem, uprzednio upewniając, że dzieci są najedzone i bezpieczne. Sięgnęłam po kilka biografii Plath, teraz nadeszła pora na głos Carla Rollysona. • Autor w swojej publikacji poruszył temat niezwykle delikatny, ale też przedyskutowany we wszelkich możliwych formach. Często patrzono na Sylvię tylko i wyłącznie przez pryzmat rozhisteryzowanej samobójczyni, która nie potrafiła sobie poradzić ze zdradami męża. Rollyson odczarowuje ten mit, przedstawiając nam obraz piekielnie utalentowanej osoby otoczonej naprawdę nieprzychylnymi jej ludźmi. Spoglądam na Plath jak na kobietę noszącą na ramionach ogromny ciężar — nawet przed matką próbowała udawać, że wszystko jest w porządku, a monstrualne problemy to drobnostki, będąc do aż takiego stopnia nieufną oraz samotną. To w mężu chciała od początku znaleźć oparcie, bezskutecznie. • Carl Rollyson pokusił się o interpretację wierszy poetki, wyraźnie wskazując, jak autobiograficzne są. Pisanie miało dla niej formę pewnej terapii, sprawiającej, iż chwilowo łapała grunt pod stopami. Jeszcze mocniej uderza świadomość, że Sylvia latami zmagała się z oskarżeniami o „przesadzanie”, „brak wsparcia dla męża”, o bycie „rozpuszczoną dziewuchą”. Jednak największa zaleta pozycji napisanej przez Rollysona jest fakt rzeczywistego postarania się o obiektywizm, mimo niewątpliwej sympatii autora dla naszej bohaterki. Doskonale rozumie — również ona popełniała błędy, aczkolwiek każdemu się zdarzają potknięcia. To nie usprawiedliwia piekła, które przeszła. • Teda Hughesa zwyczajnie nie da się lubić, to skrajnie narcystyczna postać. Tym zabawniej wypada fakt, że ostatecznie właśnie żona, nawet pośmiertnie, zdołała go przyćmić, mimo wielu jego prób, aby stało się inaczej. Niemniej jednak, Rollyson okazuje szacunek wszystkim ludziom opisanych na kartach tej książki. Dlatego można zauważyć, iż Hughes sam był człowiekiem zaburzonym, wymagającym specjalistycznej pomocy, uciekającym przed kłopotami. To zaowocowało niezwykle toksycznym związkiem, trwale uszkadzającym nie tylko małżeństwo, lecz także przyszłe życia ich dzieci. Nicholas, syn Sylvii i Teda też popełnił samobójstwo, podobnie jak Assia Wevill, partnerka Hughesa, która zabiła siebie oraz córkę. Cała masa tragicznych historii, wstrząsająca lektura. • To naprawdę dobra pozycja, bardzo merytoryczna. Każda osoba zainteresowana postacią Sylvii Plath zdecydowanie powinna zapoznać się z publikacją Rollysona, wykonał kawał świetnej pracy zbierając wszystkie informacje dotyczące psychiki pisarki, co pozwala nam, miłośnikom jej twórczości, lepiej poznać ją samą. Łagodnie spojrzeć na tę nieszczęśliwą kobietę, ale również na ludzi wokół, a może też właśnie nas? Jeśli zmagacie się z myślami samobójczymi, potrzebujecie pomocy, to nie bójcie się o nią poprosić: 116 123 — to numer Kryzysowego Telefonu Zaufania.