• Twórcy "Mission Impossible: Ghost Protocol", czwartej części serii o wyczynach agenta IMF Ethana Hunta (Tom Cruise), mieli przed sobą niełatwe zadanie. Z jednej strony "Mission Impossible" to marka znana na całym świecie, której Tom Cruise w dużej mierze zawdzięcza swój sukces. Z drugiej, nie jest to seria równa. Nie chodzi tu tylko o jakość technicznego wykonania czy odpowiedź na pytanie, czy po latach poszczególne części cyklu "się bronią". Mowa tu także o zróżnicowaniu postaci głównego bohatera. Podobnie jak w filmach o przygodach Jamesa Bonda, gdzie charakter Agenta 007 zależy w dużej mierze od odtwarzającego tę postać aktora i wizji reżysera, tak i tutaj, choć aktor pozostaje niezmienny, to w każdej z części przedstawiana nam jest inna wersja agenta Hunta. • W czwartej odsłonie cyklu Ethan Hunt zostaje wyciągnięty z więzienia, by pomóc w odzyskaniu kodów do pocisków atomowych, na których rękę chce położyć szwedzki ekstremista Kurt Hendricks (Michael Nyqvist), piastujący niegdyś wysoką funkcję w rosyjskim rządzie. Jego misja, zostaje jednak utrudniona, bowiem po zamachu na Kreml IMF na skutek wprowadzonego przez prezydenta tytułowego Ghost Protocol przestaje istnieć, w związku z czym Hunt i jego drużyna muszą ratować świat zdani wyłącznie na siebie. • Już na samym początku filmu twórcy określają, w jakich klimatach będą prowadzili narrację. Sekwencja otwierająca jest bardzo dynamiczna, a jednocześnie tak niep­rawd­opod­obna­, że od razu informuje nas o braku większego przejmowania się realizmem. Nie jest to specjalnym zaskoczeniem w serii, której znakiem rozpoznawalnym jest zjeżdżający na linie Tom Cruise, a którego wyczyny w kolejnych częściach były co raz to bardziej "niemożliwe". Przymrużenie oka, z jakim Brad Bird, reżyser, pokazuje kolejne wydarzenia (chociażby scena ucieczki Hunta z więzienia, która odbywa się w rytm piosenki Deana Martina) dostarcza jednak obrazowi lekkości i pozbawia niepotrzebnego patosu, który był kulą u nogi części drugiej. • Elementy komediowe pojawiają się także w humorze słownym i żartach sytuacyjnych, którego głównymi dost­arcz­ycie­lami­ są Benji (Simon Pegg) i Brandt (Jeremy Renner). Choć obaj mają role drugoplanowe, to gdy dochodzi do wymiany zdań między nimi, przyciągają uwagę bardziej niż wyczyny Cruise'a. Postać agenta Hunta z kolei jest kontynuacją samej siebie z "Mission Impossible III" choć przez wsadzenie w jej usta większej ilości zabawnych komentarzy dopasowano ją do lekkiej atmosfery "Ghost Protocol". • "Mission Impossible: Ghost Protocol" nie jest jednak komedią. To przede wszystkim film akcji, a od takiego oczekuje się trzymających w napięciu sekwencji. Takie też są tu obecne. Chociaż napięcie budowane jest powoli, to gdy akcja się rozkręca, oglądamy rozwój wydarzeń z zapartym tchem. Scena pościgu w Dubaju, podczas którego Hunt nie tylko goni złoczyńcę, ale jednocześnie ucieka przez burzą piaskową, to widowiskowa i emocjonującą sekwencja, która zapewnia dużo emocji. Scen­ario­pisa­rski­ duet Nemec i Appelbaum świetnie radzi sobie w przyciąganiu uwagi widza, najczęściej kumulując zadania stawiane bohaterom, mnożąc przeszkody i dodając do tego czynnik czasowy. Chwyty te wydają się proste, ale po odpowiednio długich ekspozycjach oddziałują z podwójną mocą. • Czwarta odsłona "Mission Impossible" nie zawodzi ani jako część cyklu, ani jako samodzielny film akcji. To widowisko na naprawdę wysokim poziomie, które z pewnością dostarczy serii nowych fanów. Oglądanie Toma Cruise'a, który nie tylko dokonuje kaskaderskich wyczynów, ale jest także autoironiczny, bawi i cieszy. Widzom pozostaje tylko trzymać kciuki, by piąta część okazała się co najmniej tak dobra jak poprzedniczka, bo poprzeczka zawieszona została naprawdę wysoko.

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego
Dotacje na innowacje - Inwestujemy w Waszą przyszłość
foo