• Fajna i wciągająca książka opisująca realia starożytnego Rzymu
  • Jestem ogromną fanką powieści historycznych. Gdybym miała wskazać epokę, o której najbardziej lubię czytać to zapewne byłby to okres tudorowski w Anglii, ale faktem jest, że fenomenalnie skrojona opowieść potrafi wyciągnąć z historii absolutnie wszystkie smaczki i każdy, kto narzekał na historię w szkole będzie mógł się zakochać – taka jest moja opinia! • Starożytny Rzym raczej mnie swoją tematyką nigdy nie zachwycał. Być może miałam go już po prostu szczerze dość, bo w szkole mówiono o nim i na historii i na wiedzy o kulturze i na WOS-ie i na polskim...Ileż można!? Ale zdradzę Wam sekret. Mam jedną słabość związaną z tym momentem w historii, a są to – werble – gladiatorzy! Fascynuje mnie sam fakt, że tak krwawa rozrywka sprawiała Rzymianom tyle frajdy co nam mecz piłkarski, czy skoki narciarskie, gdy Stoch znów na szczycie. Kiedy więc zobaczyłam na tylnej okładce, że spotkam się w tej książce z nimi długo się nie zastanawiałam. • Niestety, o gladiatorach było mało (za mało!), choć odważnych i brutalnych mężczyzn w całej lekturze na pewno nie brakuje. Brennus i Romulus są całkowicie świetni! Przyjaźń, braterstwo, a w pewnym momencie wręcz relacja ojciec-syn, która rodzi się między tymi bohaterami sprawiają, że można im kibicować od pierwszego już momentu, gdy pojawiają się na kartach powieści. Tarkwiniusz jest trochę bardziej problematyczny. Nie do końca przekonało mnie to, że autor umiejętność wieszczenia tego bohatera tak szybko i bezproblemowo uczynił „oczywistą oczywistością”. W ogóle, czasowość w tej powieści jest trochę mało fajna. Zwłaszcza na początku jesteśmy ot tak rzucani o miesiące i lata do przodu, co sprawia, że kiedy poznamy już któregoś bohatera, jego charyzmę i sposoby postępowania to tak naprawdę zanim uznamy, czy nam się to podoba, czy nie już jesteśmy „dziewięć miesięcy później”, a do tej pory u Kane’a wszystko już się zmienia. • Kuleją też postacie kobiece. Fabiola jest kreowana na odważną, hardą heterę (żeby nie daj Bóg nie okazała się kolejną słabą bohaterką, bo się feministki obrażą!), co jest kompletną pomyłką. Na samym początku jeszcze można ją lubić, ale potem czytelnik ma ochotę każdy kolejny rozdział dziejący się w Lupanarze po prostu przekartkować. Jest sztuczna i – mimo ciągłego mówienia i myślenia o uczuciach oraz emocjach – ta postać jest z nich kompletnie wyprana. • Bardzo spodobało mi się jednak przedstawienie przez autora bitwy pod Carrhae. Uczyłam się o niej w szkole, ale Kane zaprezentował ją w bardzo „plastyczny” sposób, przez co te rozdziały czytałam z autentycznymi wypiekami na twarzy. • Po kolejne tomy chętnie sięgnę, bo chcę dowiedzieć się, jak potoczą się dalsze losy Brennusa i Romulusa. I – ojej – wiem, że to straszne z mojej strony, ale mam szczerą nadzieję, że Fabiola gdzieś tam zginie po drodze...

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego
Dotacje na innowacje - Inwestujemy w Waszą przyszłość
foo