• Jakoś od roku, albo od dwóch lat, rynek wydawniczy jest dosłownie zalewany książkami, których akcja dzieje się w Auschwitz. Nie będę przytaczała konkretnych tytułów, bo troszkę szkoda mi czasu i energii. Wiem, że czytelnicy podzielili się na dwie grupy — jedni są zachwyceni, drudzy zniesmaczeni. I ja zaliczam się raczej do kategorii osób nieco zażenowanych przesytem wykorzystywania ludzkich tragedii, pewnych tematów po prostu się nie tyka. Aczkolwiek, musimy pamiętać, iż da się trafić na bardzo dobre pozycje „dokumentalne”, a o te należy dbać i je chronić. Czuję w sobie przymus, aby opowiedzieć o „Miłości w Auschwitz”, którą napisała Francesca Paci. Skąd we mnie takie emocje? Z poczucia obowiązku, gdyż publikacja Włoszki może omylnie zostać włożona do tego samego worka, w jakim kiszą się wszystkie słabe opowiastki z obozem koncentracyjnym w tytule… • To swoiste dziennikarskie śledztwo, mające za zadanie przybliżyć historię Edka i Mali, ludzi okrutnie doświadczonych przez los, których kres budzi autentyczną grozę. Okładka, niestety, wskazuje na książkę podobną do tych wcześniej wspominanych. Dlatego mam nadzieję, że kolejne wydania zostaną wzbogacone o inną szatę graficzną, aby grubą kreską oddzielić pracę Paci od fikcyjnych romansideł. Tak, autorce należą się brawa za godziny spędzone na poszukiwaniach. Treść aż ugina się od dat, miejsc, nazwisk. A wiem też, iż życiorysy naszych bohaterów długo były owiane tajemnicą, a mnóstwo artykułów zawierało wyłącznie szczątkowe informacje, oprócz samej osi zdarzeń. • Całość bardzo lekko (z ogromnym naciskiem na „bardzo”) sfabularyzowano, chyba po to, aby lepiej uporządkować wiedzę. A ta pochodzi głównie od osób, które przebywały z Malą i Edwardem w Auschwitz. To ludzie będący żywymi nośnikami wspomnień, bowiem dokumentów sprzed lat pozostało niewiele. Opowieść o dwojgu zakochanych zupełnie by zniknęła, gdyby nie możliwość zebrania wszystkiego w spójną układankę. Na szczęście, że ominięto zabieg bezsensownego zapełniania treści dialogami oraz wymyślonymi na potrzeby chwili scenkami — oto historia dostatecznie porażająca, aby móc się bez tego obejść. • Zauważyłam, że niektórzy są zawiedzeni zbyt małą ilością romansu w romansie. Moim zdaniem, to troszkę krzywdzące. Autorka sporo uwagi poświęciła charakterystyce postaci, ich roli w funkcjonowaniu obozu. Bo nie tylko miłość ich definiowała. Z lektury dowiedziałam się wielu rzeczy o Mali, o tym, jak dzielną oraz empatyczną dziewczyną była. Starała się pomagać wspó­łwię­źnia­rkom­ na każdym kroku. Strasznie zasmuca wizja tego, co Mala mogła osiągnąć, gdyby zdołała przeżyć. Stała się dla mnie symbolem milionów zamordowanych marzeń. Podobnie Edek, jej dzielny ukochany, do ostatniej chwili liczący na wolność, wbrew wszystkiemu i wszystkim. Właśnie o takich ludziach powinniśmy uczyć się w szkole. Realne inspiracje. • Po raz kolejny podkreślam, to nie jest powieść. Dlatego czytelnicy nastawieni na beletrystykę muszą o tym wiedzieć, aby później uniknąć rozczarowania. Jednak, naprawdę namawiam, proszę dać tej publikacji szansę. Sprawmy, aby dzieje Zimetbaum i Galińskiego pozostały w świadomości nas, współczesnych. Przekażmy ich idee następnym pokoleniom, z myślą o każdym, kto przeszedł przez wojenną pożogę. Czasem ze smutnym zakończeniem. Nasza para zginęła w tragicznych okolicznościach, ale dzięki Paci zyskała nieśmiertelność na kartach książki. Serdecznie polecam, najlepiej z chusteczkami obok — masa wzruszeń.

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego
Dotacje na innowacje - Inwestujemy w Waszą przyszłość
foo