Recenzje dla:
Grace i Grace/ Margaret Atwood
-
"Grace i Grace" to powieść osadzona w 1843 roku. Przenosimy się w czasie - to po pierwsze, trafiamy na salę sądową - to po drugie, stajemy się zarówno świadkami zeznań skazanej, osób które ją znały, stajemy się lekarzem diagnozującym osadzonych, albo uczestnikami zbrodni, o jakich tu jest mowa - to po trzecie. A skazaną jest Grace Marks. Grace, która nie pamięta chwili samego czynu, nie pamięta samej siebie w chwili mordu, nie kojarzy faktów z tamtego wieczoru. Urywa jej się pamięć, stąd wizyty i konsultacje, diagnozy i badania lekarza, który wyda orzeczenie w sprawie jej poczytalności. • Grace pracowała jako służąca. Co jakiś czas zmieniała miejsca zatrudnienia, lecz w miejscu zabójstw zagrzała posady nieco dłużej. Roztropna, wiedząca co może powiedzieć, co widzieć, co zrobić, Grace zostaje poniekąd wmieszana w zabójstwo Pana Domu i Nancy, kochanki-służącej. Po zapadnięciu wyroku Grace część kary odbywa w więzieniu, lub w domu dla obłąkanych. Grzeczne zachowanie oraz potrzeba wystawienia ostatecznej diagnozy lekarskiej działają na jej korzyść. I w ten sposób, podczas rozmów i analiz medycznych z Panem Simonem stopniowo dane nam jest śledzić tok czynów skazanej. Powoli, wszystko wymaga czasu, dobrych pytań, cierpliwości i spokojnej dedukcji. Doktor nie może odpuścić stawiania powolnych kroków, które czasem nic nie wnoszą. Lecz koniec końców, zostaje nam przedstawiona ostateczna diagnoza oraz ponowny werdykt sądowy. • Choć, jakby się mogło wydawać, nie jest powieść typowo kryminalna, w większej mierze bowiem zawiera w sobie wątek psychologiczno-obyczajowy. Grace, kobieta wyzbyta kobiecości, własnego zdania i pracy jednocześnie staje na wokandzie. Jest służącą, czyli nikim. Najniżej w hierarchii ludzkiej. Nie może się bronić, nie może wyrażać własnych opinii, nie może samoczynnie składać apelacji od złych sądów. Ubezwłasnowolniona trafia za kratki, potem do domu dla szaleńców by w ostateczności zostać służącą w domu komendanta. Mają ją tu na oku, ale dzięki temu możliwe są jej spotkania z lekarzem od chorób psychicznych. Codzienne sesje dają rezultat, a przy okazji poznajemy prawdziwą Grace. • Powieść oparto na prawdziwych wydarzeniach. To stanowi silny atut powieści, nie zaprzeczę, lecz czegoś jej brak. Koniec powieści to dla mnie proste złożenie pięciu klocków właściwego obrazka do siebie. Nic poniekąd zaskakującego, bo końca domyślamy się z treści. czegoś tu brakło. Może zaskoczenia? Może jakiej zagadki? A może znaku zapytania, który zawisłby pomiędzy autorem, a czytelnikiem nakazując i jednemu i drugiemu ponowną weryfikację treści? • Szkoda, bo na końcach często stawia się najsłodsze momenty powieści. Ten tzw. Clue książki.