Recenzje dla:
Pojawia się idea/ Haruki Murakami
-
8/52/2019 • HARUKI MURAKAMI • Śmierć komandora. Pojawia się idea. 1 cz. • Murakami czaruje, lecz subtelnie. Mami i zwodzi, ale jednocześnie bierze za rękę i prowadzi, jak dorosły małe dziecko. A wszystko tylko przy użyciu spokojnych słów, sielankowej niemalże opowieści i normalnego pióra. Bo tu nie ma akcji, nie ma szybkiego tempa. Tu się wszystko toczy samo od siebie. Dzień za dniem, a każdy niby ten sam, ale jednak znacząco inny... • A wszystko zaczyna się od rozwodu. Ona zostawia jego, lecz nie opuszcza mieszkania. On wyjeżdża i początkowe tygodnie samotności spędza w drodze objeżdżając Japonię, Śpi w tanich hotelach, jada w przydrożnych barach i kontempluje samego siebie. Niby nadal kocha swoją-już nie swoją żonę, niby chce do niej wrócić, ale z drugiej strony, czuje do niej awersję. Zdradziła go, co w oczach męża jawi się jako zbrukanie i poniżenie. • I ta droga przez Japonię doprowadza go do domu ojca przyjaciela, malarza. Dom jest obecnie niezamieszkany, położony w malowniczych górach, przestronny - czego można pragnąć więcej. Tu się lokuje, kończy dawne zlecenia i chce na powrót odnaleźć samego siebie zarówno w malowaniu, jak i zwykłej codzienności. Poznaje w tym czasie tajemniczego sąsiada, odkrywa na strychu tajemniczy obraz, a w nocy słyszy zagadkowe brzmienia dzwonków dobiegające ... spod ziemi. I od tego momentu nic już nie jest takie samo. Jawa balansuje na cienkiej linie snu, człowiek staje się kimś nieco odmiennym, lecz nie gorszym. Staje się bardziej wrażliwym, czułym, wyciszonym. Każde słowo i ruch mają znaczenie. Czujemy, że wraz z malarzem stajemy się po części nim, po części białym płótnem, na którym jeszcze nic nie powstało, a po części czujemy, że stoimy gdzieś obok i stajemy się odrębnym bytem. Jak to u Murakamiego, surrealizm przenika realizm, miesza się, tworzy nową przestrzeń. I podobnie, jak w "Kronice Ptaka Nakręcacza" tak i tu siedzimy w dole, kontemplujemy, wyciszamy umysł i ciało i oczyszczeni patrzymy na życie. Zatrzymujemy się w samotni. Jakbyśmy wchodzili do ciemnego, pustego pokoju bez mebli, siadali na podłodze, zamykali oczy i siedzieli. Siedzieli sami ze sobą.