• Miażdżąca! To nie jest tak, że nie lubię polskiej fantastyki, czy nie lubię pomieszania teraźniejszości-przeszłości. Czy nawet skoków w narracji. Tutaj po prostu wiele jest złego. • Zacznijmy od tego, że jakiś geniusz wpadł na druk taki, byś nie wiedział, gdzie się kończy jeden 'czas' a zaczyna drugi. I to cholernie dezorientujące! Rod gada z Moą, a tu nagle jest już na pustyni i zastanawia się, czy Kraft na niego czeka, by... nagle znaleźć się pizdylion minut wstecz, kiedy zgadza się na udział w misji. Skoki w czasie są super, bo potrafią wiele w fabule rozwiązać, a i czasem naprowadzić czytelnika na dobrą stronę domysłów. Tutuaj, wydaje mi się, te przeskoki są tylko po to, by ukazać jak biednym chłopcem był Rod, i jakim nieporadnym 'mężczyzną' się stał. Uważam - źle wykorzystane. • Kolejne niew­ykor­zyst­anie­ to wątki, który albo się rwą, albo zostają potraktowane oklepanie. Jest tam takie coś, że od dłuższego czasu załoga Taverinera nadaje sygnał, o takiej samej treści, oddaleniu i odstępie czasu. Poza tym nie ma z nimi kontaktu. Polecieli na tą planetę i co? I nic, wątek się rwie. Moa albo Tev tłumaczą Rodowi, na czym świat stoi, ale po to to robi? Nie wiem. Wątek poszedł sobie. Co z Nelly? • Właściwie Nelly to temat ciekawy - leci zarówno na Krafta jak i Roda. Postać o tyle interesująca, że lekko i bez problemu przechodzi od faceta do faceta. Ale i tak jej nie lubię. • Książka zaczyna się świetnie. Pustynia, jeep i Rod gnający do statku. A kończy się tak... przewidywalnie.

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego
Dotacje na innowacje - Inwestujemy w Waszą przyszłość
foo