Strona domowa użytkownika

Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
[awatar]
grzegorz.drapala
Najnowsze recenzje
1
...
5 6 7
...
12
  • [awatar]
    grzegorz.drapala
    Legenda, jaka otaczała Edith Piaf do dziś wzbudza emocje. Krucha, mierząca 147 cm wzrostu postać wyśpiewująca niezapomniane przeboje, jak "Je ne regrette rien", "L'hymne a l'amour" czy "La vie en rose", mimo zmieniających się mód, nieprzerwanie fascynuje. W "Nie żałuję niczego" Oliviera Dahana usłyszeć można oryginalne nagrania słynnej artystki i to jest chyba największy atut filmu. • Życie Edith Piaf mogłoby stanowić materiał na kilka powieści. Wielki talent, ale także nieudane związki, słabe zdrowie, nałogi stanowiły przedmiot spekulacji i literackich analiz. Piaf była przykładem artystki, która w bardziej lub mniej świadomy sposób zacierała granice między życiem i sztuką. Edith Giovanni Gassion, bo takie było jej prawdziwe nazwisko, porzucona przez matkę, wychowana w nędzy przez ojca, który jako człowiek-guma pokazywał na ulicy swoje sztuczki i babkę prowadzącą dom publiczny, swoją karierę piosenkarki rozpoczynała na ulicy, wśród kloszardów, oddając zarobione ulicznymi występami pieniądze alfonsowi. Jako dziecko straciła wzrok i, jak twierdziła, odzyskała go prosząc o opiekę św. Teresę. Oglądamy małą dziewczynkę z opaską na oczach, prowadzoną za rękę przez prostytutkę zastępującą jej matkę. Za kilka lat świat zachwyci się tą niepozorną i jakże ekspresyjną postacią w czarnej sukience i jej wspaniałym głosem. • Mierzenie się z biografią sławnej osoby i jej wykreowanym wizerunkiem to zadanie niełatwe. Wybór faktów, jak również ich artystyczna interpretacja zawsze jest subiektywny i siłą rzeczy nie wszystkich zadowala. Tak dzieje się i w tym przypadku. "Nie żałuję niczego" nie jest wiernym zapisem życia piosenkarki. Reżyser Olivier Dahan podkreślał, że zauroczony postacią Piaf, chciał zrobić film o tym, co inspiruje artystę. Postanowił skoncentrować się na wybranych fragmentach jej biografii, podkreślając wpływ dzieciństwa na późniejszą karierę piosenkarki i skrupulatnie pomijając jej licznych kochanków. Na ekranie nie pojawi się Théo Sarapo, ostatni, młodszy o 27 lat mąż gwiazdy, który opiekował się nią aż do śmierci. Za to wyeksponowana jest postać Marcela Cerdana, boksera, w którym Edith zakochała się bez pamięci. Po jego tragicznej śmierci (zginął w katastrofie lotniczej) przeżyła załamanie, popadając w coraz większe uzależnienie od narkotyków. • Oglądamy Piaf, która czeka stęskniona na kochanka, za chwilę przynosi mu śniadanie do łóżka. Przemierza mieszkanie i widzi zafrasowane twarze przyjaciół, którzy mają jej coś do zakomunikowania. Za chwilę spadnie na nią tragiczna wiadomość. W kolejnym ujęciu Edith wchodzi na scenę. W filmie sporo jest tego rodzaju skrótów i przejść do kolejnego fragmentu opowieści. Reżyser swobodnie porusza się pomiędzy wybranymi wątkami, w taki sposób, by retrospekcje i przeskoki czasowe nie zakłócały odbioru filmu. Brak chronologii i dygresyjność podkreślają, że oglądamy jedynie skrawki z bogatej biografii słynnej artystki, w którą wcieliła się Marion Cotillard ("Taxi 2", "Dobry rok"). • Edith w jej wykonaniu nie przebiera w słowach, nie stroni od alkoholu i innych używek, hałaśliwie się śmieje. Schorowana, w wieku 48 lat wygląda jak staruszka i mdleje na scenie. Ale zaraz ponownie staje przed mikrofonem, bo uwielbienie publiczności i oklaski są dla niej wszystkim. Specjaliści od charakteryzacji postarali się, żeby jak najbardziej upodobnić Cotillard do pierwowzoru. Odmieniona i odpowiednio wystylizowana każdym gestem stara się przypominać piosenkarkę. Zewnętrznie wszystko jest bez zarzutu, szkoda tylko, że Olivier Dahan skupia się jedynie na kilku cechach gwiazdy, stąd jej portret wydaje się niepełny, a reżyserskie spojrzenie na osobowość artystki mało wnikliwe.
  • [awatar]
    grzegorz.drapala
    Film znanego amerykańskiego reżysera Sidneya Lumeta pt. "Serpico" jest niemal biograficzną opowieścią o życiu tytułowego Franka Serpico, w którego wcielał się Al Pacino. Serpico był nowojorskim policjantem, który jako pierwszy w historii przeciwstawił się korupcji wśród stróżów prawa. Skończył z wyróżnieniem Akademię Policyjną i bezgranicznie wierzył takim ideałom jak uczciwość, moralność i posłannictwo wobec społeczeństwa, które powinny kierować każdym stróżem prawa. Jednak podczas swojej dwunastoletniej służby w NYPD (New York City Police Department, czyli największa formacja policyjna na świecie) szybko przekonał się, że zdobyta przez niego wiedza nie liczy się w praktyce, gdyż wszędzie panuje korupcja i twarde zasady gry. Frank nie zamierzał stać się taki jak inni gliniarze, więc codziennie musiał zmagać się z wrogością swych kolegów po fachu, którzy nie rozumieli dlaczego nie bierze on tzw. brudnych pieniędzy, pochodzących np. z handlu narkotykami, i chcieli go zniszczyć. • Prócz Ala Pacino w roli tytułowej, który stawiał w owym czasie swoje pierwsze kroki w karierze aktorskiej, a już miał na swoim koncie nominację do Oscara i Złoty Glob, właśnie za rolę w "Serpico", w filmie wystąpili m.in. Tony Roberts (jako Bob Blair), F. Murray Abraham (Detektyw Parner), John Randolph (Sidney Green), James Tolkan (Porucznik Steiger) czy M. Emmet Walsh (Gallagher). • Za reżyserię odpowiadał wspomniany wcześniej, znany na całym świecie Sidney Lumet, który ma na swoim koncie m.in. takie filmy jak "Adwokat diabła" czy "Śmiertelna pułapka" oraz serial "Prawnicy z Centre Street". Za "Serpico" Lumet otrzymał nominację do nagrody BAFTA (Nagroda Brytyjskiej Akademii Filmowej) dla najlepszego reżysera. • Jednak nie tylko wyśmienita gra aktorska i świetny reżyser są plusami tego filmu. Na uwagę zasługuje też scenografia char­akte­ryst­yczn­a dla lat 60-tych i 70-tych XX w., dzięki której film sprawia wrażenie niezwykle autentycznego, co jest bardzo ważne dla biografii. • Co więcej, świetna muzyka, za którą odpowiadał grecki kompozytor Mikis Theodorakis, budowała niezwykłe napięcie w chwilach grozy i niepewności o los głównego bohatera. Za to, jak wielką rolę odgrywa w tym filmie muzyka, przemawiają dwie nominacje do prestiżowych nagród dla Theodorakisa - BAFTA i Grammy. • Film ogląda się więc z prze­świa­dcze­niem­, że opowiada on historię całkowicie prawdziwą i autentyczną. Mimo tego że Frank jest postacią pozytywną i walczy ze złem, nie chce być odbierany jako bohater, tylko chce robić to, co do niego należy, to, co poprzysiągł sobie i swojemu narodowi, składając obietnicę wiernego służenia w szeregach nowojorskiej policji. Jest to z pewnością postawa godna najwyższego szacunku i naśladowania, jednak w tej sprawie nie jest oczywiste, która strona wygra - dobra czy zła - co jest też z pewnością wielkim atutem tego filmu, gdyż nie jest on jednowymiarowy i przewidywalny. Poza tym widz w pełni solidaryzuje się i niemal utożsamia z głównym bohaterem, co również jest dość niezwykłe i na co z pewnością wpłynęła brawurowa gra Ala Pacino. Na film warto także zwrócić uwagę ze względu na to, że przedstawia historię autentyczną i bardzo ciekawą. Co więcej film zdobył wiele nominacji do prestiżowych nagród m.in. nominację do Oscara dla Waldo Salta i Normana Wexlera za scenariusz adaptowany czy nominację do Złotego Globu w kategorii najlepszy dramat.
  • [awatar]
    grzegorz.drapala
    W jednej ze scen król Jerzy V (Gambon) powiada do syna, Alberta (Firth): To diabelskie urządzenie wszystko zmieni. Dawniej król musiał jedynie wyglądać dobrze w mundurze i trzymać się prosto w siodle. Dziś wchodzimy ludziom do domów i spoufalamy się z nimi. Nasza rodzina została sprowadzona do najpodlejszej profesji świata. Zostaliśmy aktorami! • Wspomnianym przez monarchę szatańskim wynalazkiem jest, oczywiście, radio. Jego pojawienie się w domach Brytyjczyków zwiastuje nadejście epoki medialnej, która przemieni władcę z pomazańca bożego i pasterza narodu w celebrytę. A celebryta nie ma prawa popełniać błędów. Musi być charyzmatyczny, pewny siebie i perfekcyjny pod każdym względem. Jeśli okaże słabość, poddani mogą pomyśleć, że nie zasługuje na koronę. • Albert nigdy nie chciał zasiąść na tronie. Już od dzieciństwa wpajano mu, że nie dorównuje starszemu bratu, Edwardowi (Pearce), z łatwością zdobywającemu sympatię otoczenia. Bohater był brzydkim kaczątkiem, które w dodatku cierpiało na pewną paskudną przypadłość: jąkanie się. Gdy jednak Edward zrzeknie się władzy, aby móc wziąć ślub z amerykańską rozwódką, Albert będzie musiał zostać królem i pokonać swoje ograniczenia. Pomoże mu w tym pewien ekscentryczny logopeda Lionel Logue (Rush). • Scenariusz pióra Davida Seidlera mógłby równie dobrze stanowić podstawę przedstawienia teatralnego. Choć "Jak zostać królem" jest dramatem kostiumowym, na ekranie brakuje char­akte­ryst­yczn­ych dla tego gatunku rozmachu realizacyjnego oraz barokowego przepychu. Twórcy skupiają się głównie na relacjach łączących Alberta i Logue'a. Jeden jest cholerykiem, który nie jąka się tylko wtedy, gdy przeklina. Drugi to niespełniony aktor kpiący na całego z dworskiej etykiety. Logue mówi do żony: Ten gość mógłby być kimś wspaniałym, ale opiera mi się. W odpowiedzi słyszy: Może nie chce być wspaniały? Może ty tego chcesz? Nietrudno odnieść wrażenie, że walcząc z kalectwem króla, Logue próbuje zrekompensować własne niepowodzenia zawodowe. Skoro nie mógł zostać wielkim aktorem, to sprawi, że kto inny będzie wybitnym monarchą. • Gdyby "Jak zostać królem" wystawiano na scenie, widz nie miałby szans, aby w pełni rozkoszować się grą Colina Firtha. Kiedy Albert próbuje wygłosić przemówienie do narodu, sama jego twarz staje się polem niesamowitego spektaklu. Znajdująca się blisko bohatera kamera rejestruje ruch każdego mięśnia, każdy grymas i zmarszczkę. Czy przerażonemu królowi uda się powiedzieć wszystko bez zająknięcia? Czy przebrnie przez trudne do wymówienia słowa? Czy okaże się wiarygodny dla poddanych? Napięcie, jakie udało się Firthowi stworzyć na ekranie, godne jest Oscara. • Prócz doskonałego aktorstwa, film Toma Hoopera oferuje widzom stylową (choć nieco staroświecką) realizację, dowcipne dialogi oraz budujące przesłanie. Propozycja nie do pogardzenia.
  • [awatar]
    grzegorz.drapala
    Wielbiciele (czy raczej wielbicielki) talentu Jane Austen długo czekali na film, który mógłby przybliżyć tę ciekawą pisarkę. I nie tylko jako dystyngowaną damę z dzie­więt­nast­owie­cznych dagerotypów, ale pełną życia i uczuć młodą dziewczynę. • Poza interesująco opowiedzianą historią film pokazuje też realia końca osiemnastego wieku. I wielką zasługą twórców "Zakochanej Jane" jest to, że te realia wydają się być prawdziwe. To nie przesłodzony landszaft przedstawiający młode damy jako pastereczki na kwietnej łące i towarzyszących im młodzieńców w perukach. Pokazana w filmie rzeczywistość jest dużo bardziej złożona, to nie tylko bale i zabawy, ale też ciężkie prace domowe i zmaganie się z wierzycielami. • "Zakochana Jane" to nie tylko historia młodzieńczej miłości Jane Austen, ale przede wszystkim opowieść o jej dojrzewaniu jako pisarki. Stąd polski tytuł, choć uzasadniony z marketingowego punktu widzenia, wydaje się być zupełnie nietrafiony. Bo film jest właśnie o stawaniu się Jane Austen - nie panienką z dobrego domu, taką, jakich wiele, ale pisarką, która pragnie z błyskotliwą ironią portretować ludzi. I to zamierzenie doskonale się udało reżyserowi Julianowi Jarroldowi. Widzimy nie tylko Jane prezentującą w kręgu rodziny i przyjaciół jej pierwsze literackie próby, ale także Jane pracującą nad każdym wychodzącym spod jej pióra słowem (zabawna jest scena, w której Jane, opisując w liście do siostry irytującego ją Toma, stwierdza po chwili, czytając to, co napisała: "Za dużo przymiotników"). Widzimy, jak otaczające Jane osoby stają się pierwowzorami jej bohaterów: Jane Bennet, pana Darcy'ego, Willoughby'ego, pana Benneta, a rozmowy, które słyszy młoda pisarka - dialogami z jej przyszłych książek. Młoda Jane Austen ma niewątpliwie talent literacki, brak jej za to życiowego doświadczenia. I takich właśnie doświadczeń dostarcza jej niespełniona miłość do Toma Lefroya. • Tu na myśl przychodzi przedwojenna piosenka Mariana Hemara o Maryli Wereszczakównie, ukochanej Mickiewicza, która stwierdza: "Literatura to nie jest tylko zasługa pióra. Trzeba dziewicy, która wie, kiedy poecie szepnąć nie". Wprawdzie w filmie to "nie" wychodzi nie z ust dziewicy - to okoliczności rozłączają kochającą się parę, ale niewątpliwie te właśnie doświadczenia sprawiają, że Jane Austen staje się jedną z najz­nako­mits­zych­ pisarek literatury angielskiej. • Oczywiście nie należy "Zakochanej Jane" traktować jako filmu biograficznego. Twórcy bardzo swobodnie traktują biografię pisarki, opierając całą historię na jednym tylko wątku, który rozwijają, tak jak im wyobraźnia dyktuje. Jednak film dość wiarygodnie pokazuje proces stawania się pisarką, a i ogląda się go bardzo przyjemnie.
  • [awatar]
    grzegorz.drapala
    "Straight Outta Compton" nie czyni wielkiego wyłomu w kanonie filmowych biografii, ale wpisuje się w gatunek, zgrabnie omijając najczęstsze pułapki konwencji – przydługie retrospekcje, nadmiar wątków i pompatyczne zakończenia. Można mieć żal do twórców, że wygodnie pomijają mało chlubne wydarzenia z życia N.W.A, choćby agresywne zachowania Dr. Dre wobec kobiet. Jednak film obrał sobie za cel pokazanie nie tyle życia poszczególnych członków formacji, co czasu spędzonego wspólnie i pracy każdego z nich włożonej w tworzenie muzyki. Dzięki temu "Straight Outta Compton" nie jest tylko dziełem trafiającym do najw­iern­iejs­zych­ fanów, ale szerszej publiczności, zainteresowanej po prostu historią muzyki i kulturą przełomu lat 80. i 90. Siłą filmu jest aktorstwo, odtwórcy (między innymi syn Ice Cube'a) nie tylko są łudząco podobni do muzyków, ale niemal bezbłędnie udaje im się podrabiać ich manierę i pokazać skomplikowane relacje i konflikt interesów. Aparycja Paula Giamattiego, przynosząca na myśl dobrego wujka i życiowego frustrata jednocześnie świetnie pozwala skrywać nieuczciwe intencje menadżera branży muzycznej: do końca nie wiemy, na ile Jerry Heller zaszkodził grupie, a na ile przyczynił się do ich spektakularnego sukcesu. Duch autentycznego braterstwa i artystycznej energii "muzycznego dziennikarstwa" (jak określał gangsta rap Ice Cube) nie słabnie ani na chwilę. Nawet w finale, gdy po latach niesnasek dawni kompanii spotykają się w szpitalu, aby odwiedzić chorego na AIDS Eazy'ego, twórcy nie sięgają po rzewne nuty. W centrum kameralnej, wyciszonej sceny znajduje się nie umierający, ale ci, którzy pozostali przy życiu. Kilka znaczących spojrzeń i prostych słów zwieńczonych solidnym klepaniem po plecach oddaje całą skomplikowaną relacją podzielonych dawno temu przyjaciół i żal za straconymi latami i niepotrzebnie chowaną urazą.
Ostatnio ocenione
1 2 3 4 5
...
343
  • Oczarowanie
    Spoto, Donald
  • Dzikim tropem
    Kłosowski, Tomasz
  • Głodne
    Stabach, Klaudia
  • Złe
    Łuszczyna, Marek
  • Ty pieronie!
    Jaros, Magdalena
  • Rozpad
    Martyanov, Andrei
Nikt jeszcze nie obserwuje bloga tego czytelnika.

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego
Dotacje na innowacje - Inwestujemy w Waszą przyszłość
foo