Strona domowa użytkownika
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Najnowsze recenzje
-
Kiedy podczas Grudniowego urlopu, po Świętach Bożego Narodzenia odwiedziłam moją kuzynkę Asię, zaczęłyśmy wspominać nasze dzieciństwo i zabawy. Dorastałyśmy razem, widywałyśmy się w każde wolne od szkoły i każde święta. Takie bratnie dusze 🙂 • W pewnym momencie Asia poszła do jednego z pokoi i po chwili wróciła z niewielką torebką i uśmiechem na twarzy. Zapytałam co to jest?, ale kiedy wyciągnęłam rzeczy z torebki, już wiedziałam. Nasze listy, które pisałyśmy do siebie, kiedy byłyśmy młodsze. Pierwszy list napisałam do niej, kiedy miałam 9 lat, byłam wtedy w trzeciej klasie podstawowej. Ostatni, który znalazłam w stosiku został napisany przeze mnie w wieku 15 lat. Nie mogłam się oprzeć i zaczęłam je czytać po kolei. Czytając pierwszy z nich, ten z 1996 roku miałam łzy w oczach. Nie pamiętam samej chwili pisania owego listu, ale pismo, data na kartce i tych parę słów przywołało wspomnienia, te dobre, te czyste i niepowtarzalne. Napisałam wtedy, że to jest mój pierwszy list do niej, ale nie ostatni. Pozdrowiłam ją szczerze i troszkę ponarzekałam na szkołę. Pod koniec listu napisałam, że czekam na szybką odpowiedź. Czy była szybka, tego nie wiem. Ja listy od Asi gdzieś zapodziałam, nie byłam aż tak dobra w chomikowaniu pamiątek jak ona. Czy jakiś list nie został dostarczony? Nie wiem, może. Ale jeśli tak, to zapewne trafił do takiego miejsca jak Biuro Przesyłek Niedoręczonych. • Zuzanna, młoda dziewczyna wyprowadza się z rodzinnego miasteczka i zaczyna pracę w Biurze Przesyłek Niedoręczonych. Z początku nie wie czego się spodziewać, ale po pewnym czasie udaje się jej zadomowić i poznać zasady tego miejsca. Bo takowe też są. Aneta, przełożona Zuzanny twardo określiła co można a czego kategorycznie zabrania – otwierania korespondencji i czytania ich treści. W okresie świątecznym Biuro pęka w szwach. Pracy jest tyle, że nie wiadomo za co się zabrać najpierw. Sortowanie paczek, listów i specjalnych przesyłek to dzień powszedni, ale ilość tego wszystkiego przekracza normy. W pracy Zuza poznaje Milę, która już od dłuższego czasu pracuje w Biurze. Ta wprowadza ją w świat listów i paczek. • Podczas jednego z pracowitych dni Zuzanna znajduje dwie koperty, które specjalnie zwracają jej uwagę – niebieska i seledynowa. W taki sposób poznaje historię Gaspara i Tekli – dwojga zakochanych w sobie ludzi, którzy w pewien słoneczny lipcowy dzień w 1976 roku przyrzekli sobie, że spotkają się 24 Grudnia w tym samym miejscu. Los jednak płata figla naszej parze, gdyż oboje mimo że wychodzą z domów i idą w umówione miejsce spotkać się nie mogą. I tak przez kolejne lata. • Kiedy autorka w książce opisywała losy Tekli i Gaspara poprzez listy, automatycznie przenosiła nas w czasy kiedy byli młodzi i zakochani, kiedy tęsknili za sobą tak strasznie. Kilka razy posmutniałam wyobrażając sobie, co czuje człowiek który cierpi z powodu miłości i tego, jak los ułożył im życie. Przypomniała mi się historia Nicholasa Sparksa pt. „Ostatnia Podróż”, gdzie także bohater książki właśnie za pomocą listów przeniósł czytelnika w inny świat. • Oprócz Tekli i Gaspara, Zuzanny i Mili, poznajemy jeszcze kilka osób wartych uwagi, które w świetny sposób dopełniły tę książkę. Nie będę opisywać szczegółów, bo wydaje mi się, że i tak zbyt dużo napisałam. Chcę gorąco zachęcić do sięgnięcia po „Biuro Przesyłek Niedoręczonych”. Uważam, że jest to naprawdę fajnie napisana książka, która rozgrzeje Wam serducho.
-
Najpierw mówili: nigdy cię nie skrzywdzę. I to już powinno być dzwonkiem alarmowym, bo przecież człowiek, który nie ma zamiaru skrzywdzić, tak nie mówi. • „Trzepot skrzydeł” Grocholi wpadł w moje ręce przypadkiem, kiedy odwiedziłam bibliotekę. Cieniutka książeczka około 160 stron, myślę sobie szybko pójdzie – jakże bardzo się myliłam. Nie chodzi o to, że opowieść jest nudna czy coś w tym stylu, wręcz przeciwnie, wciąga i to bardzo. Szokiem dla mnie było to jaki trudny, zwłaszcza w ostatnim czasie, porusza problem. Przemoc domowa. Nie spodziewałam się tego typu historii biorąc ją w ręce. Nie miałam okazji przeczytania wcześniej żadnej opinii o tej książce. • Hanna, młoda żona, wydawać się może ma wszystko, co mieć powinna, dom, męża, pracę, ale coś jednak jest nie tak. Hanka nie jest szczęśliwa, płacze po nocach, nawiedza ją coś złego, mrocznego. • Zaczynając czytać książkę miałam wrażenie, że czytam list. List do mnie. Ten list ukazuje życie kobiety w toksycznym związku z potworem, który jest jej mężem. Opisuje w nim chwile swojego życia, te lepsze i gorsze, ale najważniejsze jest to, co próbuje mi – czytelnikowi – przekazać. Ostrzega mnie przed wyborami, których mogę żałować, ostrzega przed ludźmi, którzy chcą mnie skrzywdzić. • Książka jest nasiąknięta bólem głównej bohaterki, Hanki. Każde poniżenie, każdy fizyczny lub psychiczny ból czuć wraz z każdą przeczytaną stroną. Mimo, że książka jest cienka, były chwile, że musiałam ją odłożyć, bo to co czytałam sprawiało mi ból. Współczułam tej kobiecie, mimo że to jest to tylko fikcyjna postać, miałam jednak przed oczami ją – kruchą, przerażoną dziewczynę, która nie potrafiła sobie poradzić ze swoim życiem. Targnęła się na życie raz lub dwa, ale bez powodzenia. Mąż tyran, ciągle powtarzał, że zrobi ona to samo co poprzednia – zostawi go. • Na tym to właśnie polega, że tylko ty jedna widzisz dwie jego twarze, dwie osoby, z których jedna zabija a druga przeprasza. • Język jakim Grochola operuje w tej książce jest piękny, czasem miałam wrażenie, że z innej epoki, słowa są dobrane idealnie do sytuacji. Problem, który porusza w tej historii w ostatnim czasie dotyka wiele osób w Polsce i na świecie. Nie wiem jakie to uczucie być w takim transie, zamkniętą w sobie kobietą, która obwinia siebie za wszystko co robi jej mąż, ale książka nieźle mnie wbiła w fotel,kiedy czytałam wątki przemocy i opis tego co on z nią robił. • Nie wiem, czy wrócę do tej książki, myślę, że raczej nie. Nie chcę na nowo przeżywać tej historii, bardzo smutnej historii. Nie jest to książka po którą może sięgnąć każdy. Jeśli masz w planach tą pozycję, bądź pewna(y) że Tobą wstrząśnie. Mną wstrząsnęła i szczerze mówiąc musiałam iść na długi spacer po skończeniu lektury, żeby ochłonąć.
-
Wiele opinii tej książki pojawiło się w sieci po premierze. Niektóre są pozytywne, inne wręcz przeciwnie. Jedni opisywali, że oczekiwali czegoś więcej po przeczytaniu recenzji blogerki XY, inni zaś, że książka spełniła ich oczekiwania na sto procent. Jak było ze mną? • Nie będę się rozpisywać na temat fabuły, bo wielu z Was już dobrze ją zna. Tych z Was, którzy nie słyszeli o tej książce kompletnie nic, zapraszam do przeczytania streszczenia udostępnionego przez wydawnictwo Filia. • Przeprowadzka może zmienić całe życie! • Misia zostaje właścicielką uroczego domku i dużego ogrodu, ale musi zakasać rękawy i sama zająć się remontem. Niestety nie może liczyć na swojego ukochanego, bo ten ma mnóstwo pracy. Za to do pomocy jest chętny nowy sąsiad – Luk, wyśmienity kucharz, z pochodzenia Francuz. • Misia chciałaby mu wynagrodzić starania, dlatego przygotowuje uroczystą kolację. Poda żaby i ślimaki, ale najpierw musi je złapać… Jakby tego było mało, przygarnia pod swój dach byłą kochankę swojego byłego męża i odtąd na Akacjowej zaczynają się dziać dziwne rzeczy… • Tymczasem przyjaciółka Misi, Zuza, usiłuje zdobyć prawo jazdy, nie zamierza jednak zdawać kolejnego egzaminu! Schodzi więc na drogę przestępstwa. Nie ona jedna • w tym towarzystwie… • Coq au vin czy trup podany sauté? Kuchnia francuska i przestępcy, a do tego tajemnica starego domu – mieszanka co najmniej pikantna! Komedia kryminalna Marty Obuch to obowiązkowy punkt każdego dobrego menu. • Mniam! • Komedia? Tak. Kryminał? Też. Czytając Francuskiego pieska uśmiałam się do łez. Trzy kobiety, mieszkające razem w domku przy ulicy Akacjowej wprowadzą Was w niesamowity stan, jakim jest ból brzucha. Absurdalne sytuacje, które raczej w życiu codziennym nie miały by prawa bytu, zwłaszcza akcja którą ja nazywam „cynamonowy trup w chłodni", dodają tej książce uroku. Kiedy wzięłam tę książkę na celownik, nie wiedziałam czego się spodziewać, bo jak już pisałam wcześniej, zdania na jej temat są podzielone. • Marta Obuch, autorka tej świetnej komedii kryminalnej pokazała, że wspaniale potrafi bawić się językiem polskim. Groteskowość, humor i zwroty akcji to jest to, co najbardziej lubię. A są ludzie, którzy mówią, że nasi rodzimi pisarze nie potrafią napisać dobrej powieści. Moim zdaniem bardzo się mylą, bo mnie osobiście ta pozycja bardzo przypadła do gustu. • Muszę tu koniecznie wspomnieć o bohaterkach tej komedii, a mianowicie o Misi, troszkę nierozgarniętej Ryszardzie (nieziemskie imię) i mojej ulubionej, Zuzie. Ta ostatnia trochę przypomina mnie. Ma tysiąc myśli na sekundę i nie potrafi usiedzieć na miejscu. Mówi to, co myśli, jak widać po jej stosunku do Ryszardy, za którą niezbyt przepada. Ten cięty język ciągle pakuje ją w kłopoty. Misia, raczej spokojna dziewczyna, ciągle próbuje poukładać sobie życie i to osobiste i zawodowe. Igła, jej ukochany pan policjant, troszkę ma na nią foszka, ale ona cierpliwie czeka, aż mu się odwidzi. Nasza bohaterka numer trzy, Ryszarda, jest to nietuzinkowa postać. Nie sposób nie wspomnieć o tej rudowłosej piękności. Jest ona bowiem dziewczyną Misi byłego męża. Tak, to pogmatwane. • Kiedy były mąż Misi, a obecny partner Ryszardy ląduje w więzieniu, a biedna kasztanowo-włosa dziewczyna nie ma gdzie się podziać, przyjaciółka bierze ją pod swoje skrzydła i daje schronienie. Kiedy wszystkie trzy dziewczyny starają się uporać z życiowymi niepowodzeniami, w domku przy Akacjowej zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Ktoś próbuje je wystraszyć, wysyłając im sygnały, że są obserwowane. Do tego mają problem w postaci trupa. Jak one sobie z tym wszystkim poradzą? Ano poradzą. Musicie koniecznie przeczytać do końca i samemu się przekonać w jaki sposób. • Historia jaką stworzyła autorka jest nieprawdopodobna. Pełna humoru, niespodziewanych i absurdalnych sytuacji komedia, którą zapamiętacie na długo.
-
Nie jestem ekspertem w dziedzinie psychologii, ale ta książka powaliła mnie z nóg, jeśli chodzi o relacje w rodzinie, a konkretniej relacje matka-córka. Historia stworzona przez Picoult wręcz zmusza czytelnika do rozmyślań nad życiem swoim i rodziny, kiedy dotyka nas tragedia, bezradność i cierpienie najbliższych. • Anna, trzynastoletnia dziewczynka nie jest zwykłą nastolatką poczętą na wskutek miłości dwojga ludzi. Nie jest przypadkiem czy tzw. wpadką rodziców lub oczekującym przez wiele lat dzieckiem, którego tak bardzo pragnęli. Anna została zaplanowana w dosłownie każdym calu, by być dawcą narządów, szpiku kostnego, krwi, limfocytów oraz granulocytów, dla swojej starszej siostry Kate, która od drugiego roku życia choruje na raka, a konkretnie na białaczkę promielocytową. Anna już jako niemowlę była poddawana różnego rodzaju operacjom, badaniom, które na pewno były bardzo niebezpieczne dla tak małego dziecka. Ale czego się nie robi dla drugiego chorego dziecka, prawda? Rodzic w takiej sytuacji, kiedy ma do czynienia z nieuleczalną chorobą swojego potomka, nie jest w stanie w żaden sposób zmniejszyć jego cierpienia, podejmie się wszystkiego co tylko możliwe, byle by tylko w pewnym stopniu załagodzić objawy postępującej choroby. Właśnie po to rodzi się Anna. Ma ona być ludzkim workiem, utrzymującym swoją siostrę przy życiu, i kiedy będzie potrzeba pobrania jakiegokolwiek narządu, kropelki krwi czy jeszcze innych rzeczy, ma ona być na „zawołanie” w każdej chwili. Przytłaczająca myśl, nieprawdaż? • Brian i Sara, młode małżeństwo było prze szczęśliwe, kiedy los obdarował ich wspaniałym synkiem, Jessem i córeczką Kate. Sielanka rodzinna trwała do około drugiego roku życia Kate, kiedy to lekarze po badaniach stwierdzili, że dziewczynka choruje na raka. Wtedy zaczęła się walka. Walka o życie najsłodszej pod słońcem, małej dziewczynki, córeczki tatusia. Kiedy okazało się, że żadne z rodziców ani nawet brat nie mogą być dawcami dla małej Kate, rodzina się załamała. Jedynym wyjściem było czekanie na dawcę w banku dawców, który będzie w stu procentach zgodny z Kate. Sara nie mogła czekać. Nie wiadomo ile czasu to potrwa, rok, dwa może więcej. A jej córka umiera, z każdym dniem jest bliższa śmierci. Wtedy jeden z lekarzy podsuwa myśl (nieoficjalną), że mogą „stworzyć” dziecko w probówce, w pełni zgodne z Kate, upewnią się że maleństwo będzie wręcz idealne. Tak też się stało. Co dziwne i chyba najbardziej mnie przeraziło w tej całej historii, Brian i Sara otwarcie mówili o tym Annie kiedy dziewczynka już podrosła. Wytłumaczyli po co się urodziła i jak została „poczęta”. Ale czy małe dziecko rozumie dlaczego jest na tym świecie? Czy rozumie jak ważną rolę odgrywa? Czy zdaje sobie sprawę z tego, co by się stało, gdyby jej nie było? Odpowiedź na każde z tych pytań jest tylko jedna – nie. • Kiedy Anna osiąga wiek, w którym dowiaduje się wszystkiego, całej historii siostry, powodu dla którego jej rodzice zdecydowali się na to jeszcze jedno dziecko, uświadamia sobie jedno – nie ma władzy nad swoim życiem i ciałem i raczej nigdy nie będzie jej mieć. Musi podjąć decyzję, która zaważy na losie jej własnym i jej rodziny, a przede wszystkim na losie i życiu jej starszej siostry. • Sara, matka Anny, kiedy dowiedziała się o chorobie Kate zrezygnowała z kariery zawodowej, byle by tylko być przy córce i opiekować się nią 24 godziny na dobę. Kate wymagała stałej opieki, a kto jak nie matka zrobi wszystko, by pomóc dziecku. Brian jest strażakiem na pełny etat. Jesse, starszy brat Kate, zagubiony młody chłopak, także niezbyt dobrze radzi sobie z sytuacją, jaka dotknęła jego rodzinę. Wszyscy poświęcają się dla chorej dziewczyny. Sara zapomina nawet o mężu i dwójce innych dzieci, bo jest tak skupiona na jednym – chorobie Kate. • „Bez mojej zgody” jest ciężką lekturą. Szperając po półkach w bibliotece natknęłam się na nią i postanowiłam spróbować. O książce słyszałam już dawno temu, chyba mniej więcej wtedy, kiedy w telewizji pojawił się film, którego nie oglądałam, pamiętam tylko tytuł, bo skojarzył mi się z całkiem inną historią. Opowieść o tej rodzinie, razem cierpiącej i walczącej przeciwko złu, które próbuje odebrać im jednego z jej członków, skłania czytelnika do refleksji. Czytając, sama zastanawiałam się, jakbym się zachowała w podobnej sytuacji, ale nie mogłam sobie tego wyobrazić. Myśli kłębiły się w mojej głowie, mimo że historia jest fikcyjna, jestem pewna że gdzieś są ludzie, których dotykają podobne problemy, czy to zdrowotne czy inne. Ogarnęło mnie współczucie dla tych ludzi.
-
Jeszcze nigdy żadnej książki nie czytałam tak długo! Wybaczcie, że właśnie od tego zaczynam swoją wypowiedź na temat tej książki, ale serio. Nie jestem może mistrzem w szybkim czytaniu, ale jak coś mnie wciągnie to potrafię poradzić sobie z czterystoma stronami w kilka godzin. Tu (możecie nie wierzyć) zeszło mi przeszło miesiąc! Miesiąc! Aż jestem zła na siebie, bo szczerze powiedziawszy nigdy mi się to wcześniej nie zdarzyło. Bywało, że męczyłam jakąś pozycję 3 tygodnie, ale to chyba był taki maksior. Historia jest fajna, ale z jakiegoś powodu czytanie szło mi strasznie mozolnie. • Z początku naprawdę mnie wciągnęło, historia powoli się rozwijała i nie wiedząc czemu chciałam bardzo dowiedzieć się co będzie dalej. Do pewnego momentu tak było, potem już sprawa z czytaniem nie wyglądała tak kolorowo. Mam taką manię, że jeśli nie przeczytam chociaż kilku stron przed pójściem spać, to nie usnę wcale. A chyba wszyscy znamy problemy książkoholików. Kiedy zaczniesz czytać to nie ma opcji bo przecież „jeszcze tylko jeden rozdział” „jeszcze tylko jedna strona”, a potem w nocy (około 1–2) oczy jak pięć złotych i jak tu spać? Niestety, i to z prawdziwym bólem serca, książka mnie usypiała zamiast nie pozwalać mi spać. • Zacznę od rzeczy, które naprawdę mi się podobały. Pierwszą jest wielowątkowość powieści. Tyle się działo w tej małej wsi, tyle obrazów miałam przed oczami czytając „Motylka”, a to jest to co kocham najbardziej. Zakonnica jest jednym z wątków kluczowych, ale oprócz niej kolejnymi są np. przeprowadzka rudowłosej Warszawianki do Lipowa, rodzinne problemy i rozterki sercowe mieszkańców. • Język, to druga rzecz którą uznaję za zaletę w tej książce. Jest prosty bez skomplikowanych słów, przez co czytało się przyjemnie. Muszę od razu zaznaczyć, że nie wszystko jednak napisane było tak, jak bym chciała i nie chodzi mi tu o historię, że potoczyła się tak a nie inaczej. Dialogi, a zwłaszcza rozmowy Klementyny Kopp z innymi. Nie mam zwyczaju czepiać się tego typu rzeczy, ale powiem szczerze, że raziło mnie to w oczy „Stop! Czekaj! Ale!”. Rozumiem, są osoby, które rzeczywiście mogą mówić właśnie w taki sposób, ale raczej w książce trochę mnie to nie pasowało. Oprócz tego, nie mam żadnych innych zastrzeżeń co do języka. Bardzo miło się czytało, opisy krajobrazów czy miejsc fajnie działały na moją wyobraźnię, za co wielki plus. • Podróż w czasie podobała mi się z tego względu, że pokazała w jaki sposób przeszłość może wpłynąć na człowieka pod wpływem zachowań lub traktowania. Pokazuje, że nie ma żartów z „ludzką tresurą „. • Bohaterowie. Kolejny plusik za stworzenie kilku bardzo fajnych postaci, które w pewien sposób zwróciły moją uwagę. • Młodszy aspirant Daniel Podgórski, chłopak z potencjałem, który według kilku osób marnuje się we wsi. Ma szansę na większą karierę. Trochę jednak zabrakło mi opisu bardziej szczegółowo cech jego charakteru. Lubię poznawać bohaterów, a tutaj mam wrażenie że nie wiem o nim nic, oprócz tego że jest policjantem i jednym z głównych bohaterów powieści. • Róża Kojarska, żona Juniora Kojarskiego, syna najbogatszego mieszkańca i właściciela pałacyku w Lipowie. Nie wiem czemu, ale od początku książki kiedy padło jej imię, im więcej o niej czytałam, intrygowała mnie ta postać. Nie chcę zdradzić z jakiego powodu bo być może to zepsułoby całą frajdę z czytania, ale bardzo chcę dowiedzieć się więcej o niej w kolejnych częściach sagi. O ile jest o niej więcej napisane. • „Czeski piłkarz” Janusz Rosół, wcale nie piłkarz tylko kolejny policjant w Lipowie. Pewnie zapytacie czemu „czeski piłkarz”, no więc ja w tym momencie odsyłam Was do wujka Google o TU. Nie będę tłumaczyć, zobaczcie sami. Jakoś poczułam współczucie do tego gościa. Wiem, nie był idealny, ale miał swoje powody, żeby zachowywać się tak, jak się zachowywał. Ale według mnie nie jest złym człowiekiem. • Wiem, że wielu osobom niezbyt podobał się styl autorki, kryminał pomieszany z obyczajówką, a niektórzy nazywali gatunek tylko obyczajem z wątkiem kryminalnym. Ja tak naprawdę dopiero raczkuję w kryminałach, szukam swojego ulubionego autora, więc jak dla mnie książka była ok. Nie mam zbytnio do czego porównać „Motylka”, bo z takich typowych kryminałów nie przeczytałam jeszcze nic. Fakt było więcej opisów romansów i relacji między mieszkańcami, ale raczej nie uważam tego za coś złego. Raczej sięgnę po kolejne tomy, może nie od razu bo potrzebuję czegoś innego, ale w przyszłości planuję ciąg dalszy losów wsi Lipowo i jej mieszkańców.