Strona domowa użytkownika

Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
[awatar]
wiesia_czyta
Najnowsze recenzje
1 2 3 4 5
...
23
  • [awatar]
    wiesia_czyta
    Krakowskie Wydawnictwo IX znów sięgnęło do prozy Tadeusza Micińskiego. Po wydanej w 2019 roku ostatniej jego powieści „Mene – Mene – Tekhel – Upharisim!... Quasi una phantasia” teraz pora na tom opowiadań „Dęby czarnobylskie”. Zawiera on pięć utworów, oprócz tytułowego są to: „Nauczycielka”, „Młodzian dobierający oręża”, „Nad Bałtykiem” i „Jaskółka”. Autorem wstępu jest Wojciech Kowalewski, znawca twórczości młodopolskiego poety i pisarza, który również w poprzedniej powieści Micińskiego objaśniał zawiłości jego prozy. Także ilustrację na okładce, nawiązującą kolorystycznie i klimatycznie do „Mene – Mene…” wykonał znów Łukasz Gwiżdż. • Postanowiłam dać się ponieść wizjom twórcy, o którym Julian Krzyżanowski napisał w „Dziejach literatury polskiej”, że „ był obarczony klątwą samotności i niez­rozu­miał­ości­”, a w jego utworach dostrzegł „szaleństwo fantazji wiodące na szczyty zagubione w mrokach”. Wiedziałam zatem, że nie będzie łatwo wniknąć w jego światy, jednak tak jak przy lekturze „Mene – Mene…” nastawiałam się głównie na kontakt z pięknym metaforycznym językiem. • Opowiadania Micińskiego okazały się jednakże nieco łatwiejsze w odbiorze; są to jego wczesne, debiutanckie utwory i już sam autor we wstępie zwraca się do czytelnika: „Nie spodziewaj się tu, Czytelniku, głębin ani zagadnień metafizycznych, których tak się lękasz…” Dalej pisze o skromności swoich utworów młodzieńczych. • Tom otwiera „Nauczycielka”, najdłuższe z opowiadań, zapiski Amelii pracującej na warszawskiej pensji. Zajęcie to ma być dla niej oderwaniem się od problemów osobistych. Koncentruje się głównie na zapisywaniu swoich stanów wewnętrznych i obrazów przyrody. Urzekła mnie apostrofa do fantazji: „Fantazjo, błogosławiona wróżko ludzkości, która tworzysz cieniste ogrody, fontanny i Alkazary…”, ujmowanie swych stanów w formę wierszowaną, bogactwo przeżyć. Są też uwagi o Polakach, np. „My w Polsce – jesteśmy narodem, który nie ma nic przemyślanego…”. • Amelia pisze w dzienniku o swym bracie Mirosławie, znalezione przez nią jego zapiski stanowią treść kolejnego opowiadania, w którym bohater łączy się z naturą, wspaniale opisując swój stan zachwytu i upojenia: „Mroki nade mną, nie we mnie”. • „Nad Bałtykiem” to mroczna opowieść o latarniku Mikołaju, dla mnie chyba najbardziej czytelna, jednoznaczna, bez ukrytego dna. Przyznam, ze najmniej mi się podobało. Najkrótsza „Jaskółka” to opis wrażeń, znanej już, Amalii dotyczących rozmowy ze znajomymi mieszkającymi za granicą. Istotna jest tu symbolika jaskółki, jak pisze Miciński, „symbolu lotu, macierzyństwa, wdzięku, przemiany i wytrwania…”. • Ostatnie, tytułowe opowiadanie to historia szlachetnego Rosjanina, lekarza Dymitra Jewanheliewa. Tu znów wracają wizje, mroczne obrazy lasu, wydarzeń związanych z powstaniem styczniowym; bohater odbywa podróż w głąb siebie. „Dęby czarnobylskie” są, jak napisał Wojciech Kowalewski we wstępie, cytując pisarza: „pełne demonicznej infernalnej tęsknoty”. Pozwalam sobie powtórzyć za nim to niezwykłe sformułowanie, bo rzeczywiście jest w tym opowiadaniu, chyba najbardziej spośród pięciu w tym zbiorze, obecna tajemniczość, niesamowitość obrazowania, wizje nie z tego świata. Czarno – białe ( z przewagą czerni) ilustracje Apoloniusza Kędzierskiego z 1910 roku wzmacniają te wrażenia. • Proza Tadeusza Micińskiego, „szermierza spraw przegranych”, to znów słowa Juliana Krzyżanowskiego, jest na pewno warta bliższego poznania; trudna, niejednoznaczna, wymagająca skupienia, daje jednak szansę obcowania z pięknym językiem, wyszukanymi środkami stylistycznymi. Nawet jeśli nie do końca można wszystko odczytać i zrozumieć, to przecież można zwyczajnie „zanurzyć się” w wizje młodopolskiego twórcy i chłonąć ich piękno, a czasem i grozę. • Dzięki Wydawnictwu IX mogłam poznać kolejny fragment twórczości Micińskiego, zachęcam, by sięgnąć po „Dęby czarnobylskie”, po „Mene – Mene – Thekel – Upharisim!..”także; koniecznie.
  • [awatar]
    wiesia_czyta
    Felietony publikowane przez Agatę Passent w miesięczniku „Twój Styl” zostały ułożone w sześciu rozdziałach: „Baba w futrze, czyli z życia Polaka”, „Pasożytka, czyli z życia warszawki”, „Szeherezada z mokrą szmatą, czyli z życia kosmopolitki”, „Doświadczona dziewica, czyli z życia matki, żony i kochanki”, „Mężczyzna w lufciku, czyli z życia myśliciela” i „Tanio zepsuję, czyli z życia mego”. • Tytuł zbioru pochodzi od jednego z felietonów, w którym autorka zastanawia się, jak odróżnić partacza od poprawiacza i dochodzi do wniosku, że „nie da się, bo to często jeden i ten sam mężczyzna”. Jest tu przy okazji prześmiewcze pokazanie, jak to u nas każdy jest ekspertem od wszystkiego i uwielbia krytykować wszystkich wokół. • Felietony, jak to charakterystyczne dla tego gatunku, dotykają różnych tematów i cechują się złośliwością w komentowaniu. Owszem, tak też jest w przypadku autorki, choć złośliwość nie jest tu przesadna. Służy głównie podkreśleniu naszych rodzimych wad, przywar, kultywowania jakimś narosłym przez lata przyzwyczajeniom i często niedobrym nawykom czy ulegania sile tradycji. • Agata Passent próbuje np. rozprawić się z tradycyjnym postrzeganiem mężczyzny jako ojca, będącego jedynie „pomocnym przy dzieciach”, zwraca uwagę na równość płci, np. przy zawieraniu bliższych znajomości. Ma niewątpliwie poglądy feministyczne, a wiele trafnych obserwacji wynika u niej z licznych doświadczeń życiowych. Jest córką sławnych rodziców, miała w dzieciństwie dwa domy, grała w tenisa, studiowała zagranicą, mieszka w Warszawie. • A w stolicy, jak pisze, nie jest lekko, „trwa licytacja cierpienia”. To zresztą dotyczy chyba nie tylko Warszawy, często prześcigamy się w opowiadaniu innym, jak to nam źle, przy okazji obmawiając bliźniego. No bo „pielęgnować w sobie życzliwość – to grozi robieniem z siebie barana”. • Wiele trafnych spostrzeżeń można by jeszcze wynotować, na wiele spraw istotnych, poruszanych przez Passent, zwrócić uwagę. Najlepiej jednak samemu zmierzyć się z lekturą i raczej dawkować sobie po kilka felietonów na raz. Nie wszystkie pewnie wzbudzą jednakowe zainteresowanie, ja przy niektórych trochę się nudziłam. Są wszakże takie, gdzie humor się „iskrzy” i głośny śmiech towarzyszy czytaniu. • Docenić należy erudycję i oczytanie autorki, jej dystans do siebie i świata, „przymrużenie oka” widoczne nie tylko na okładce. Mimo że autorka unika pisania o życiu prywatnym, to jednak nie udało się jej uniknąć wątków osobistych i mnie felietony z ostatniego rozdziału, „czyli z życia mego” podobały się najbardziej, zwłaszcza bardzo ciepły w tonie poświęcony ojcu na 75.urodziny. • Kończąc, chciałabym bardzo polecić książkę „Kto to pani zrobił”. Nie chciałabym poczuć się jak „polecacz i doradzacz”, a do krytyka mi raczej daleko. Zaznaczam jednak, że bardzo uważnie przeczytałam wszystkie felietony i jestem szczera w swej ocenie, bez obawy o „utratę pracy i życia”. Nawiązuję tu do felietonu „Gorąco polecam”, życząc miłej lektury tego i pozostałych tekstów Agaty Passent.
  • [awatar]
    wiesia_czyta
    Agata Tuszyńska po Marii Wisnowskiej, Irenie Krzywickiej, Wierze Gran ożywia kolejną kobietę. To Józefina Szelińska, narzeczona drohobyckiego pisarza. Jej zadedykował Schulz „Sanatorium pod Klepsydrą”, ale pewnie niewielu czytelników próbowało zgłębiać, kim jest. • Dzięki Tuszyńskiej możemy poznać Junę, bo tak nazywał ją autor „Sklepów cynamonowych”. Pisarka buduje jej portret głównie na podstawie listów, które Szelińska pisała do Jerzego Ficowskiego. Po tylu latach niewiele śladów da się odnaleźć, więc jest to głównie „gra wyobraźni”. • Tak powstała książka, która mnie bardzo się podoba. Jest przecież nie tylko o Junie, ale i o Schulzu, Witkacym ,Nałkowskiej i innych znanych postaciach dwudziestolecia międzywojennego. Zawiera zdjęcia i rysunki Artysty, fragmenty listów. • Lubię styl Tuszyńskiej, to jej uczestniczenie w narracji. Tym razem jest inaczej. Narracja biegnie dwutorowo, w pierwszej i w trzeciej osobie. Pisarka oddaje głos Szelińskiej i te fragmenty książki mogą rzeczywiście trochę razić nieco pensjonarskim stylem. Cóż, może faktycznie Szelińska była egzaltowana, nie da się pewnie tego stwierdzić z całą stanowczością, ale taki był zamysł autorki, to ona poznała ją dzięki listom i rozmowom z jeszcze żyjącymi współpracownikami z gdańskiej biblioteki. • Mnie bardziej podobają się te partie książki, w których jest narrator w trzeciej osobie, bez zbędnej egzaltacji i wzniosłych słów. Uważam, że warto poznać „Narzeczoną Schulza”. Może być inspiracją do sięgnięcia po raz pierwszy lub kolejny do twórczości Brunona Schulza.
  • [awatar]
    wiesia_czyta
    Kupiłam tę książkę zachęcona bardzo pozytywnymi opiniami w prasie i w radiu. Nie znałam wcześniej twórczości ZadieSmith. Początek mi się spodobał, niestety, potem było już gorzej. Zaczęło być zwyczajnie nudno, niewiele się działo i nie towarzyszyły temu jakieś szczególnie ciekawe refleksje. Doczytałam jednak do końca, odstawiłam książkę na półkę. • Minęło pół roku i okazało się, że powieść będziemy omawiać na marcowym spotkaniu DKK. Stwierdziłam, że muszę przeczytać ją po raz drugi. Miałam nadzieję, że tym razem znajdę w niej to, czym zachwycili się zadowoleni z lektury. Byłam też ciekawa opinii innych klubowiczów. Trzeba przyznać, że powtórne czytanie poszło mi sprawnie i bez „bólu”. Zaczęłam się nawet zastanawiać, czy ta powieść o pokoleniu trzydziestolatków wzrastających w północno – zachodnim, wielokulturowym, wielonarodowościowym Londynie nie jest jednak godna uwagi.Generalnie moje odczucia nie zmieniły się tak bardzo od poprzedniej lektury, choć liczyłam, że może w toku dyskusji zdołamy dostrzec walory książki. Myślałam, że część członków naszego DKK będzie miała pozytywne odczucia. • Okazało się, że nikomu „Londyn NW” nie przypadł do gustu. Podkreślano nudę, narzekano na nużące rozmowy o niczym, drobiazgowe opisy, koncentrowanie się na mało istotnych szczegółach. Zastanawialiśmy się nad tym, co właściwie dzieje się na kartach powieści. Opis na okładce sugerował porywającą, ironiczną opowieść o życiu trzydziestolatków, szkolnych przyjaciół. Tymczasem nas nie porywa, nie dostrzegamy ironii. Nie umiemy się tego doszukać? • Przyjrzyjmy się trochę akcji. Leah i Michel są małżeństwem, on chce dziecka, ona w tajemnicy przed nim bierze pigułki antykoncepcyjne i usuwa ciąże. Odwiedziny narkomanki wyłudzającej pieniądze od Leah urastają do epokowego zdarzenia. W drugiej części Felix, były narkoman, kocha Greace, odwiedza Annę, by z nią zerwać. Zostaje zabity przez blokersów, o czym wiadomo już z części pierwszej. Potem jest 185 miniopowieści czy nawet opowiastek, często bowiem jedno- , dwuzdaniowych, każda zatytułowana. Pokazują one dzieciństwo i młodość Keishy (potem zmieni imię na Natalie) i Leah, ich małżeństwa, pracę. Mąż Natalie odkryje drugą tożsamość żony i ta wyjdzie z domu tak jak stoi, w czerwonych kapciach na dodatek. Spotka dawnego kolegę ze szkoły, obecnie narkomana, Nathana, idą razem do miejsc dzieciństwa, palą, rozmawiają. Ostatnia część książki ma łączyć to, co wydarzyło się wcześniej. • Hm, a co się właściwie wydarzyło? W sumie niewiele… I tak toczą się rozmowy o sprawach banalnych, oczywistych. Refleksje raczej mało odkrywcze: „czas przyspiesza”, „uczciwość popłaca”, „miłość przezwycięża wszystko”. Leah, której powodzi się zupełnie nieźle, zastanawia się, dlaczego inni mają gorzej. Wzięta prawniczka, żona, matka udanych dzieci, Natalie, szuka doznań erotycznych w tajemnicy przed mężem. Trzydziestolatkowie, których pokazuje Smith, są mało sympatyczni, niewiarygodni. • Jeśli ma to być powieść o aspiracjach, to dlaczego bohaterowie osiągnąwszy sukces, mimo swego pochodzenia (korzenie irlandzkie, afrykańskie), nie są usatysfakcjonowani. Czego właściwie poszukują w życiu? Odnoszę wrażenie, inni klubowicze również, że nie ma w „Londynie NW” odpowiedzi na to pytanie. Czy autorka chciała pokazać takie zwyczajne życie odmierzane rutynowymi czynnościami ze schematem dom – praca (nauka) – spotkania ze znajomymi. Konwersacje na zmianę z konsumpcją; patrz: opis kolacji u Natalie i Franka. • Ponarzekaliśmy, że nie udało nam się doszukać klimatu wielokulturowości NW. Rozmywa się on w mnóstwie szczegółowych opisów, mało znaczących zdarzeń czy zabaw stylistycznych typu zapis myśli w formie drzewka, ust, fragmentów pisanych kursywą lub wielkimi literami. Jakoś nie dostrzegliśmy w tym oryginalności. Nie daliśmy się też uwieść „ kulturowemu tyglowi NW”. Dlaczego? Pisarka korzystała przecież z własnych doświadczeń, wzrastała w blokach północno – zachodniego Londynu, jej matka pochodzi z Jamajki. Zna cenę awansu społecznego, wie, tak jak bohaterowie jej książki, że często trzeba zostawić za sobą świat dzieciństwa i ludzi, których kiedyś się znało. A może w tłumaczeniu zagubiła się nieco ironia czy inne językowe walory powieści. Nikt z nas nie czytał oryginału. • Pierwsze nasze spotkanie z twórczością ZadieSmith zaliczyliśmy do niezbyt udanych, powieść nikomu za bardzo się nie podobała. Stwierdziliśmy, że trzeba sięgnąć do jej wcześniejszych książek, „Białe zęby” i „O pięknie”.
  • [awatar]
    wiesia_czyta
    Jerozolima zimą na przełomie roku 1959 – 1960. Szmuel Asz przerywa studia i decyduje się skorzystać z „oferty relacji osobistej”. Jako towarzysz rozmów starszego i schorowanego Gerszoma Walda zamieszkuje w domu na końcu zaułka Rabina Elbaza. Spotka tam Atalię, synową Walda, starszą od niego o 20 lat, która wzbudzi jego uczucia. • Dom, należący do rodziny Abrabanelów, skrywa różne tajemnice. Czytelnik pozna tylko niektóre, reszta pozostanie w sferze domysłów. Taka właśnie atmosfera tajemnicy i mroku dominuje w powieści. Współgra z nią klimat wieczornej i nocnej Jerozolimy, gdy SzmuelAsz z Atalią spacerują jej wyludnionymi ulicami, po których niekiedy przemykają koty. • „Tej zimy Jerozolima trwała spokojna i zamyślona”. Podobnie główny bohater zdaje się trwać w stanie stagnacji, powtarza dzień po dniu te same czynności, które wciąż opisywane przez Oza mogą początkowo nawet trochę irytować. To ciągłe podgrzewanie kaszki dla Walda, posypywanie brody pudrem dla niemowląt, karmienie rybek, zupa gulaszowa w węgierskiej restauracji itd. Myślę jednak, że w ten sposób pisarz chciał pokazać marazm Szmuela, który ogarnął go po przerwaniu studiów, porzuceniu przez narzeczoną czy braku pomysłów na kontynuowanie pracy magisterskiej. Sam bohater przyznaje, że „dom (…) wydał mu się nagle więzieniem, w którym on z dnia na dzień zarasta mchem”. • A jednak to „więzienie” jest dla niego okazją do interesujących rozmów z inteligentnym i oczytanym mężczyzną. Dotyczą one problemu zdrady, patriotyzmu, religii, moralności, Żydów. Szmuel Asz dyskutuje z Waldem o ojcu Atalii, który był współpracownikiem Ben Guriona i jako jedyny sprzeciwiał się idei powstania Państwa Izrael. Uznano go za zdrajcę, czy był nim na pewno? Oz wskazuje w powieści na nieoczywistość pojęcia zdrada. • Asz czyta Gerszomowi Waldowi swą nieukończoną pracę magisterską na temat „Jezus w oczach Żydów”, w której jednak zaczyna dominować postać Judasza. Przyznam, że mnie najbardziej zainteresowały te właśnie rozdziały. Jest w nich zupełnie inna od powszechnie znanej interpretacja postępku Judasza, według której to ten uczeń Jezusa był tak naprawdę pierwszym chrześcijaninem. Przykuwa uwagę fabularyzowany opis ukrzyżowania Jezusa widziany oczyma Judasza. • Powieść skłania do wielu refleksji i przemyśleń. Główny bohater opuści po czterech miesiącach dom w zaułku Rabina Elbaza i wyjedzie z Jerozolimy. Zgodnie z planem rusza w drogę i zadaje sobie różne pytania; pozostają one bez odpowiedzi, a powieść kończy się zdaniem: „I stojąc tak, zadawał sobie pytanie”. To czytelnik zdecyduje, jak ono brzmi. • Amos Oz uważa, że „znaki zapytania są istotniejsze niż wykrzykniki”.
Ostatnio ocenione
1 2 3 4 5
...
19
  • Bambino
    Iwasiów, Inga
  • Europejka
    Gretkowska, Manuela
  • Córka Rembrandta
    Cullen, Lynn
  • Już nie zapomnisz mnie
    Wolański, Ryszard
  • Nie ma jednej Rosji
    Włodarczyk, Barbara
  • Dym się rozwiewa
    Milewski, Jacek
Krystyna

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego
Dotacje na innowacje - Inwestujemy w Waszą przyszłość
foo